Reklama
aplikuj.pl

Przy sprzątaniu Fukushimy zmarnowano setki milionów dolarów

Sprzątanie ogromnego bałaganu po wycieku elektrowni jądrowej w Fukushimie, zajęło już zbyt dużo czasu i – jak się okazuje – zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy.

Do tej pory padały najróżniejsze oskarżenia wobec Tokio Electric Power Co, a więc firmy, która jest odpowiedzialna za oczyszczenie miejsca katastrofy. Mówiono między innymi o niekompetencji wśród jej pracowników oraz szerzeniu dezinformacji na temat całego projektu, zaczęto się też zastanawiać, czy nikt nie poszedł tropem budujących kosmodrom w Rosji i nie postanowił podebrać sobie trochę pieniędzy z imponującej puli. Okazuje się jednak, że ogromne ubytki zielonych wynikały nie z powodu chęci wzbogacenia się, ale – jak donosi Associated Press – zwyczajnej niewiedzy, na temat tego, jak w ogóle do wprowadzania porządku się zabrać.

Pierwsze przeciwności Tepco spotkało, kiedy zajrzało do rowów biegnących wzdłuż całego zakładu, które okazały się zapełnione skażoną wodą. Pomysłem na poradzenie sobie z problemem było zamrożenie płynu przy pomocy różnych chłodziw, co nie skończyło się żadnym sukcesem, bo wyjątkowo trudne było dotarcie do każdego zakamarka tunelu. Ta nieudana próba kosztowała niemalże milion dolarów, co jest jednak zaledwie ułamkiem wszystkich roztrwonionych pieniędzy.

Jak błogosławieństwo spłynęła na Tokijczyków obietnica francuskiej firmy Areva SA, że ich metoda może być lekiem na problemy ze sprzątaniem Fukushimy. Miała ona polegać na dodawaniu do skażonej przez radioaktywnego odpady wody, metali i chemikaliów, które miały „wiązać się” z izotopami i doprowadzić je do rozpadu. Osad miał być potem usunięty i zakopywany jak tradycyjne odpady radioaktywne, a przeznaczeniem wody była recyrkulacja. Na papierze wszystko wyglądało obiecująco, efekt był jednak taki, że 270 milionowa opcja ratunkowa przestała być używana już po kilku miesiącach.

W dalszej części swojej wizji (albo jej braku), Tepco decydowało się na przepuszczenie budżetu na maszyny, które miały oczyszczać zakażoną wodę z soli, a w rzeczywistości nie przetrwały nawet kilku tygodniowej próby czasu. AP donosi również, że nawet, zbiorniki na wodę kosztowały 134 miliony dolarów i ich przydatność zakończyła się równie szybko, co w innych przypadkach. Przez niekompetencję montujących je pracowników, woda szybko zaczęła wyciekać, by w końcu dostać się do oceanu i gleby. Jest to wszystko o tyle ironiczne, że często odwołujemy się do działań takich krajów jak Japonia czy Chiny, aby uświadomić wszystkich (czy może samych siebie), jak bardzo jesteśmy niezorganizowani i lekkomyślni, a tu proszę – nawet rzekomo najlepszym w gospodarowaniu pieniędzmi, zdarzają się potknięcia. Potknięcia, które łącznie wyceniono na około pół miliarda dolarów.