Szwajcarska organizacja ratownictwa lotniczego Rega zaprezentowała swojego własnego drona, który w trybie autonomicznym w pojedynkę przeszukuje teren w poszukiwaniu zaginionych osób.
Rega zdecydowanie nie jest typowym dronem, do jakiego przywykliśmy. Tutaj zamiast czterech śmigieł konstruktorzy postawili na znaną z helikopterów konstrukcję z głównym wirnikiem o średnicy ponad 2 metrów i tym znacznie mniejszym na ogonie, który służy głównie do manewrowania. Dron został przy tym zaprojektowany do latania na wysokości 80-100 metrów i wykorzystuje techniki nawigacji satelitarnej do metodycznego pokrywania z góry określonego obszaru autonomicznie. Wyposażony jest też w system antykolizyjny, który pozwala uniknąć linii energetycznych i innych samolotów.
Ale to dzięki szerokiej gamie czujników pokładowych (kamery światła dziennego, kamery termowizyjnej, kamery na podczerwień i narzędzia do śledzenia telefonu) dron Rega jest w stanie przeszukiwać duże obszary terenu w poszukiwaniu zaginionych osób. Umożliwiają to zaprogramowane na zamówienie algorytmy, które przechwytują dane pochodzące z różnych kamer na dronie Regi i porównują je z ludźmi. Wszystkie trafne porównania są następnie przekazywane operatorom z powrotem do bazy. Może działać w warunkach słabej widoczności i nawet w tych, które uziemiają standardowe śmigłowce ratunkowe.
Rega nie będzie jednak wysłany nad lotniska lub obszary gęsto zaludnione ze względu na awaryjny spadochron, który może wyrządzić minimalne, ale zawsze jakieś szkody. Jego rola jest z kolei banalna – ma współpracować razem z ekipą ratowniczą i pełnić rolę uzupełniającą dla już działających helikopterów. Jego testy wrą od półtora roku i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem powinien być gotowy na misje solowe w 2020 roku.
Czytaj też: Najnowszy bombowiec lotnictwa USA B-21 wkrótce odbędzie swój dziewiczy lot
Źródło: Rega, New Atlas