Jak to było zagłębić się w odmęty najnowszego Age of Wonders bez wcześniejszego obycia z serią i dlaczego przygodę tą uznaje za wakacyjny strzał w dziesiątkę? O tym właśnie w poniższej recenzji gry Age of Wonders: Planetfall.
Czytaj też: Recenzja gry planszowej Wojna Narodów
Pierwsze pięć godzin w Age of Wonders: Planetfall
Okay, muszę przyznać, że o klimacik Triumph Studios zadbało… i to z nawiązką. Od razu po włączeniu tytułu wczuwamy się w atmosferę science-fiction pełną gębą i nawet dostajemy w twarz ogólnym zadaniem – przywrócić równowagę wszechświata po jakiejś katastrofie. Jeśli więc będziecie zastanawiać się, dlaczego spędzacie kolejną godzinę na rozwijaniu swojej cywilizacji, to macie już odpowiedź. A jeśli już przy cywilizacji jesteśmy, to kojarzycie może nazwaną identycznie serię gier?
Nie trzeba być znawcą strategicznych gier turowych, aby wiedzieć, że to ona panowała głównie na rynku przez ostatnie lata i muszę przyznać, że dołożyłem do tego swoje trzy grosze, spędzając ponad setkę godzin w piątej odsłonie cyklu. Wspominam o tym jednak nie dla samouwielbienia, ale tego, że nie byłem w stanie nie wyczuć ogromu podobieństw do właśnie piątej części Civilization (w szóstkę nie było mi dane zagrać). Czy to dobrze, czy to źle? Jak dla mnie w ogóle, bo wreszcie mogłem wejść w świat sci-fi w naprawdę wielkim stylu, bo ten cały skok w bok w ramach Beyond kompletnie nie wpadł mi do gustu.
Przy pierwszym podejściu Age of Wonders: Planetfall zaskoczyło mnie w ogóle to, że zaciekawiłem się trybem fabularnym, którego wepchnięto mi podstępem po samouczku i cieszę się z tego, bo zawsze zadania w strategiach nie kojarzyły mi się najlepiej. Wiecie, było to coś w stylu przynieś-zanieś-zrób-zabij do potęgi i bez żadnego sensu. Ten jednak w kampanii Age of Wonders: Planetfall się pojawiał i choć scenariusz (wraz z polskim tłumaczeniem) nie powalał na kolana, to sprawiał, że trudno było mi oderwać się od pierwszej złożonej misji, której przejście zajęło mi jakieś cztery godziny.
Po takim czasie byłem już pewny – tradycyjna Civka V idzie do lamusa z mojego okresowego zestawu gier, do których powracam regularnie, choć zdecydowanie rzadko. Jej miejsce zasłużenie zajął Age of Wonders: Planetfall, w czym potwierdziły mnie tylko kolejne godziny zabawy. Jeśli jesteście ciekawi szczegółów, to zapraszam, zapraszam, bo starałem się je przybliżyć możliwie najlepiej.
Czytaj dalej:
[nextpage title=”Ciąg dalszy recenzji”]
Pierwsze 20h w Age of Wonders: Planetfall
Jako że każda frakcja dostała swoje pięć minut w kampanii, mamy do dyspozycji misje i szczątkową historię na jakieś 25 godzin na najniższym poziomie trudności i z 40 na tym najwyższym. Zalecam jednak wybranie po prostu tego średniego (zaawansowany), bo wtedy misje ani się nie dłużą przez wymóg forsowania pokaźnego wojska, ani nie są zbyt łatwe przez nieudolność wrogów. W przypadku frakcji dostajemy ich sporo, bo aż pięć, gdzie postawiono na dosyć utarte schematy. Mowa o Dvarach z zamiłowaniem do wydobywania surowców, Zgromadzeniu siejącym cybernetyczne spustoszenie, Awangardzie, czyli ludziach, handlowym Syndykacie i Kir’Ko, a więc robalach.
Z biegiem rozrywki zauważymy też, że twórcy nieco dali ciała z rozwojem cywilizacji. Jasne, dostajemy od groma badań (podzielonych na wojskowe i ekonomiczne), sporo jednostek zależnych od frakcji i wybranej specjalizacji technologicznej oraz wiele możliwych dróg ekspansji, ale ta jest nieco okrojona i raczej sprowadzona do skali makro, a nie mikro, jak zresztą cała ekonomia. Do dyspozycji mamy energię (typową walutę), kosmit, a więc coś w rodzaju unikalnych materiałów i punkty produkcji. To ostatnie, to poniekąd sprawność naszej kolonii w wytwarzaniu jednostek i tworzeniu budowli. Poza tym możemy rozwinąć swoją kolonię pod kątem badań, zwiększania populacji, produkcji, energii, wydobycia kosmitu, a bez względu na obraną drogę i tak będziemy musieli dbać o poziom szczęścia. Wszystko jednak sprowadza się do przejęcia sektora, wybrania jego specjalizacji, budowania nielicznych ulepszeń… i tyle.
Dlatego też złapiemy się, że z czasem po prostu przeklikujemy cały aspekt strategiczny w naszej kolonii, intuicyjnie rzucając okiem na to, czego akurat potrzebujemy. Szkoda, bo tak naprawdę nie czujemy tego cywilizacyjnego postępu, jaki zapewniłoby proste ulepszanie pól w sektorach za pomocą jednostek budowniczych. To właśnie ich najbardziej brakowało mi w Age of Wonders: Planetfall. Na obronę twórców należy jednak zaznaczyć, że jeśli ktoś chce zagłębić się w stricte ekspansję i możliwie najlepszą równowagę wydobycia, to będzie miał taką możliwość. Nie jest to jednak specjalnie potrzebne i nawet satysfakcjonujące w dłuższym czasie.
Godny uwagi system walki
Po tych 12 godzinach w grze zacząłem doceniać też system walki, który przewyższa zdecydowanie ten z Cywilizacji. W swoim X-comowym wydaniu sprawdza się w Planetfall fenomenalnie, sprawiając, że jakoś ciągnie mnie do bardziej do militarnego rozwoju swojej cywilizacji, a nie tradycyjnej dla mnie ekspansji i obrony granic. Tryb walki również jest turowy, ale w nim przenosimy się na inną (dosyć małą) mapę z podziałem na sześciany. To tam wykorzystujemy umiejętności naszych jednostek, rzeźbę terenu i system osłon, aby zdominować przeciwnika na polu. Na całe szczęście gra nie zmusza nas do rozgrywania pewnych wygranych i cały ten proces możemy zostawić komputerowi w ramach automatycznej walki.
Uwierzcie mi na słowo, że z niej będziecie korzystać dosyć często i to zwłaszcza w późniejszej fazie gry. Na początku jednostek mamy na tyle mało, że zarządzanie nimi nie jest w żadnym stopniu nużące i sprawia sporo frajdy zwłaszcza przy przewadze wroga, ale później, kiedy już musimy ogarnąć np. 24 jednostek… można się po prostu zagubić. Przynajmniej do momentu, w którym nie dorobimy się tych elitarnych – sterowanie nimi i rozwalanie wroga doszczętnie, to czysta przyjemność. To coś rodem z serii Heroes.
Warto też wspomnieć, że jeden oddział na mapie strategicznej może składać się z maksymalnie sześciu jednostek, gdzie bohater (może być ich wielu) pełni funkcję lidera. To właśnie niego możemy rozwijać pod kątem umiejętności, wyposażenia oraz modyfikacji, choć te ostatnie udzielają się też zwyczajnym jednostkom podzielonym na zwyczajne, specjalistyczne i elitarne. Ba, nie zabrakło piechoty, ciężkich i latających maszyn, a nawet tych do walki na morzu. Niestety te ostatnie wydawały mi się… bezsensowne, jako że zwyczajny zespół może zaokrętować się i ruszyć do walki na pełnym morzu, walcząc na czymś w rodzaju pontonach.
Czytaj więcej:
[nextpage title=”Podsumowanie „]
Age of Wonders: Planetfall produkcją obowiązkową
Chociaż planowałem podzielić ten test na cztery segmenty z uwzględnieniem czasu gry, to postanowiłem odpuścić sobie wchodzenie jeszcze bardziej w szczegóły tych mechanik, których poznawanie samodzielnie sprawia największą radość. Mówię tutaj głównie o zgłębianiu szpiegostwa, specjalizacji technologicznych (zakochałem się w ksenozarazie), misjach głównych, sposobach na wygranie gry… i nie tylko. Chcę przez to powiedzieć, że tak – Age of Wonders: Planetfall jest cholernie skomplikowaną grą, którą można poznawać przez dziesiątki godzin.
Po zakończeniu fabuły poznajemy tylko namiastkę tego, co oferuje gra w trybie dowolnego scenariusza, gdzie możemy stawić czoła znacznie większym wyzwaniom (osobiście sobie narzuconym). Osobiście cieszę się, że dałem szansę tej serii w tym akurat momencie, w którym nowych strategii turowych tej wielkości na rynku zaczynało brakować, ale to nie oznacza, że Planetfall jest idealny. W typowej punktowej skali wystawiłbym mu 8.5/10 i to nie dlatego, że coś jest w tej grze nie tak, ale dlatego, że twórcy nieco potraktowali strategiczne aspekty po macoszemu (zwłaszcza w kwestii ekonomii oraz rozwoju cywilizacji).
Wiecie jednak, co jest najlepsze? Potencjał na DLC, które z łatwością mogą naprawić te niedociągnięcia prostymi tak naprawdę rozwiązaniami. Czy polecam sprawdzić Age of Wonders: Planetfall? Jak najbardziej i to zwłaszcza fanom wcześniejszych odsłon z gustem sci-fi oraz zagrywającym się w Cywilizację wyjadaczom. Część z tych grup zapewne od tej odsłony się odbije, ale nawet początkujący w strategiach turowych powinni dać sobie radę, kiedy już przegryzą się przez zalew zasad oraz informacji.