Lucrum Games do tej pory wydawało głównie sprytne, mniejsze tytuły. Z czymś nieco „poważniejszym” romansowano w wydawnictwie od jakiegoś czasu. Pierwotnie pierwszym dużym tytułem miał być Clank (polski Brzdęk), ale ostatecznie wcześniej ukazało się opisywane dziś Burano.
Mały wstęp
Nazwa gry wywodzi się od niewielkiej miejscowości położonej na Lagunie Weneckiej. Słynęła ona głównie z wytwarzania koronek. Obecnie zaś Burano słynie z tego, że przy stawianiu kolejnego domu musimy uzyskać zgodę władz lokalnych także na kolor budynku, dzięki czemu każdy dom jest oryginalny. Miło, że przeniesiono taką historię także do gry.
Zawartość pudła
Po wyciągnięciu pudełka z Burano kolega od razu stwierdził „co, kolejne brzydkie euro?”. I coś w tym jest. Może nie nazwałbym Burano „brzydkim”, ale wpisuje się kanon większości gier euro. Po prostu szata graficzna absolutnie niczym się nie wyróżnia, nie rzuca w oczy. Mówiąc wprost – jest po prostu nudna. Ale jak wiemy, takich tytułów nie kupuje się wzrokiem.
Na zawartość nie ma jednak co narzekać, elementów jest naprawdę sporo. Solidne planszetki, sporo żetonów, kafli czy niezłe jakościowo karty w pełni usprawiedliwiają cenę gry. Warto tu odnotować, że Burano jest grą niezależną językowo, ze wszystkimi tego plusami i minusami. Osobiście wolę zależność językową niż rozwiązywanie rebusów na kartach, ale w przypadku Burano dość szybko ogarniemy co dana karta robi.
O co chodzi w grze?
Naszym celem jest zdobycie jak największej liczby punktów zwycięstwa w ciągu 14 rund. Klasyk. Te zdobywamy w Burano na kilka sposobów. Możemy sprzedawać ryby kupcom, wznosić kolejne domy czy zdobywać przewagę na wyspach. W ciągu swojej tury możemy wykonać do czterech ruchów, jednak każdy z nich (prócz pierwszego), będzie wymagał od nas poświęcenia gotówki. Wszystko to całkiem ładnie ze sobą trybi, teraz za to zagłębimy się nieco w szczegóły.
Jeszcze jeden nowy dom
Pierwszą rzeczą po rozłożeniu planszy w Burano będzie przygotowanie piramidy z kostek, z których będziemy później budować domostwa. Ta część, jak zresztą praktycznie każda kolejna w grze, jest diablo istotna. Przede wszystkim aby zbudować dom korzystamy z kostki, która leży na jednym z trzech gotowych do tego pól. Na polach znajdą się wtedy, gdy przeprowadzimy odpowiednią akcję i przeniesiemy je z piramidy. Cała akcja budowania ma kilka aspektów na które musimy uważać.
Po pierwsze, możemy pobierać z piramidy kostki tylko w ten sposób, by nie wyciągać kostek przykrytych innymi, co wymaga sporo planowania i porównywania naszych kostek z dostępnymi „dachami”.
Drugim problemem jest umieszczanie na planszy naszych kostek. Możemy budować tylko po skosie od już postawionych kostek. Może to być o tyle problematyczne, że trzeba kontrolować ruchy przeciwników, bo może zdarzyć się tak, że tylko dostawimy komuś kostkę, bez żadnych korzyści dla nas. Do tego należy pamiętać, że nie możemy „nałożyć” się na już istniejący dach, choć możemy zbudować drugą kondygnację. Trzecim punktem są natomiast akcje.
Jaki kolor, taka akcja
W Burano występują trzy akcje, które są przypisane do kolorów naszych kostek. Gdy tylko postawimy nasz kolorowy kwadracik to od razu możemy wykonać powiązaną akcję. Pierwszą z nich jest Żegluga, dzięki której możemy zebrać owoce morza lub sprzedać je kupcom w porcie. Druga daje możliwość „wytwarzania koronek” w warsztatach. Wysyłamy wtedy pracowników, za których możemy punktować na późniejszym etapie. Ostatnią akcją jest wypłacanie zarobków.
Podczas wykonywania tych akcji musimy planować nasze działania opierając się na tzw. pierścieniu planowania na planszetce gracza. Co to takiego? Otóż jest to urządzenie odmierzające liczbę pracowników i wskazujące odpowiednie kolory. Im celniej „trafimy” z naszymi kolorami, tym efektyczniejsze będzie nasze zagranie.
Wrażenia
Głównym przeznaczeniem pierścienia planowania jest usmażenie naszego mózgu oraz wydłużenie downtime’u. Ja rozumiem, że takie rozwiązanie daje sporo możliwości planowania, ale tego wszystkiego jest po prostu za dużo. Pilnujemy planowania wieży, kolorów, obrotów, liczbę pracowników, tego co robią przeciwnicy… idzie usmażyć sobie od tego czachę. Na dodatek czas rozgrywki drastycznie wzrasta z każdą kolejną partią, bo gracze uczą się kolejnych „sztuczek”. Bo wiecie, jeszcze oprócz tego wszystkiego są tzw. przywileje, którymi możesz wpływać na akcje oraz bonusy punktowe za karty budynków. Tak jakby bez tego było mało główkowania. Aha, nie przyzwyczajcie się też zbytnio do związku akcja-kolor, bo zmienia się ona kilka razy w ciągu gry. Same zasady również nie są na tyle wygodnie przyswajalne, żeby szybko ogarnąć o co chodzi. Zaglądanie do instrukcji do nieodzowny element rozgrywki w Burano.
Mimo to podoba mi się spektrum możliwości punktacji, które daje gra. Jedne są pewniejsze, jak punkty z zakładów koronkowych czy przewagi na wyspach, inne mniej. Sporo możemy ugrać na sprzedaży kart ryb kupcom, jednak nikt nam nie zagwarantuje, że dociągniemy to, co chcemy. Podobnie jest z kartami dodatkowej punktacji, nie zawsze będziemy budować w odpowiednich kolorach. Jest ryzyko, jest przyjemność.
Czas trwania gry, regrywalność, skalowanie
Zacznę od regrywalności – ta jest przeogromna. Losowe dodatkowe karty punktacji, kart owoców morza, dobór dachów czy nawet początkowe ułożenie obszaru planowania… wszystko to sprawia, że nie da się zagrać dwóch identycznych partii.
Biorąc pod uwagę ile działań musimy obliczyć w Burano, partia musi trwać. W dwie osoby zeszliśmy nieco poniżej dwóch godzin, w trzy zeszło nam niewiele ponad dwie, zaś w pełnym składzie – dwie i pół godziny. I nie wliczam tu tłumaczenia zasad. Zaznaczę, że w moim gronie nie ma raczej wybitnych „myślicieli” wydłużających rozgrywkę.
W ile osób grać najlepiej? Moim zdaniem w trzy. W dwie osoby robi się nieco „szachowo”, w cztery natomiast ciężko coś zaplanować. Poza tym między swoimi turami można spokojnie ugotować obiad.
Podsumowania
Mechanicznie Burano to naprawdę niezła gra, problem w tym, że granie w nią jest cholernie męczące. Mamy tu dużo liczenia, sporo szczegółów, niewybaczanie błędów. To jedno z tych euro, w które chętnie zagram… raz do roku, a potem będę miał serdecznie dość liczenia na dłuższy czas. Jeśli jesteś fanem tworzenia długich łańcuchów zagrań „jeśli zrobię to, to potem stanie się 10 innych rzeczy”, to powinieneś być zadowolony z tej gry. Dla przeciętnego gracza jest tu po prostu za dużo wszystkiego, w niezbyt emocjonującej formie czy oprawie graficznej.
Dziękujemy wydawnictwu Lucrum Games za przesłanie gry do recenzji!