Prowadzenie swojego królestwa, zdobywanie władzy i umacnianie pozycji własnej dynastii jest jedną z ciekawszych rzeczy, jakie można umieścić w grach. O ile w grach PCtowych działa to fantastycznie, o tyle w planszówkach nie do końca mnie to przekonuje. Dlatego do Fiefa podchodziłem z ciekawością, ale i pewną dozą rezerwy.
Zawartość
Fief mieści się w standardowych rozmiarze pudle i, co od razu rzuca się w oczy po otwarciu, ma naprawdę świetną wypraskę. Duży plus dla wydawnictwa! Na elementy również nie mogę narzekać. Większość z nich to twarda tektura z całkiem klimatycznymi grafikami. Mamy tu także trochę kart, które absolutnie nie odbiegają jakością od obecnych standardów.
Jedyną rzeczą, do jakiej mógłbym się przyczepić, są planszetki. Trochę szkoda, że nie są one sztywną tekturą, ale nie jest to jakiś wielki problem. Generalnie wykonanie Fiefa należy ocenić pozytywnie.
Zasady (ogromny skrót)
Rozpoczynamy grę jako Senior na niewielkim lennie na terenach obecnej Francji. Naszym celem jest uzyskanie 3 punktów zwycięstwa (lub 4 w sojuszu). Te zaś otrzymujemy za każdy tytuł lenny w rodzinie, za tytuł króla oraz tytuł papieża. Do celu dochodzimy poprzez stopniowe wzmacnianie pozycji naszej dynastii w lennach. To tak w dużym skrócie, zasad w Fiefie jest naprawdę całe mnóstwo, a szczególików jeszcze więcej.
Wrażenia
Pierwsza styczność z Fiefem nie należała do najprzyjemniejszych. Zasad jest naprawdę sporo, a karta pomocy nie wystarcza, aby zapamiętać co mamy robić. Dopiero po kilku turach z nosem w instrukcji udało nam się jako-tako zagrać. Oczywiście z kolejnymi grami było zdecydowanie łatwiej, ale próg wejścia jest naprawdę duży.
To, co ogromnie mi się podoba, to możliwości jakie mamy w prowadzeniu naszego rodu. Mamy tu naprawdę fajnie działający system małżeństw, których wcale nie da się tak łatwo rozwiązać. Mamy głosowanie na papieża, do którego potrzebujemy wsparcia kardynałów. Jedną z godności kardynalskich możemy nawet… kupić! Fantastyczne odniesienie do, niechlubnej wprawdzie, historii. Papieżem możemy rozwiązywać małżeństwa czy ekskomunikować innego władcę. Jeśli jedna osoba z naszego rodu jest królem, to możemy np. nadawać tytuły lenne bez opłat swoim współplemieńcom. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby usuwać niewygodne postacie za pomocą zabójstwa. Nawet jeśli niewygodną postacią jest twój współmałżonek… WOW, po prostu WOW. Nie dość, że opcji jest mnóstwo, to na dodatek ma to swój fantastyczny klimat.
Nieco mniej przypadła mi do gustu dyplomacja. W domyślnym wariancie posiadamy kilka żetonów dyplomacji, które umożliwiają nam 3 minutową pogawędkę z innym graczem. Wydaje mi się, że lepszą opcją byłoby porozumiewanie się na kartkach albo otwarte negocjacje nad stołem.
Nienajgorzej prezentuje się walka. Mamy tu wprawdzie rzuty kośćmi + modyfikatory obrońcy/atakującego. Nie jest to nic innowacyjnego, ale daleki jestem od krytykowania tego rozwiązania. Wiem, że sporo osób narzekało na ten aspekt, ale mnie osobiście zupełnie on nie przeszkadza…
…co innego karty wydarzeń. Bardzo często jesteśmy zmuszeni do pociągnięcia niekorzystnej dla nas karty i przez to dostajemy bardzo, ale to bardzo mocno po tyłku. Zwłaszcza jeśli mamy pecha w rzutach. Niestety, często starty są na tyle dotkliwe, że właściwie przestajemy się liczyć w walce o zwycięstwo.
Zasady opcjonalne
Fief daje nam możliwość skorzystania z trzech opcjonalnych reguł. Pierwszą z nich są relikwie. Są to przedmioty, które oferują nam dodatkową moc. W grze jest ich 5 i szczerze mówiąc – są bardzo mocne. Dodatkowy + punkt ataku/obrony, możliwość zmartwychwstania (sic!) swojego Seniora czy usuwanie plag to potężne umiejętności. Osobiście uważam, że za mocne i lepiej gra się bez tego modułu.
Z pozostałych dwóch za to warto korzystać. O otwartej dyplomacji już się wypowiadałem (dlaczego jest to reguła opcjonalna?), natomiast majstersztykiem jest Mgła Wojny. Dzięki niej przeciwnik owszem wie, ile jednostek przenosimy, ale nie ma pojęcia jakiego są rodzaju. Obstawiam, że z dodatkami wprowadzającymi kolejne jednostki ta reguła byłaby jeszcze zabawniejsza.
Czas trwania gry, skalowanie, regrywalność
Zacznę od regrywalności Fiefa – jest bardzo duża. Mamy pełną dowolność w wyborze startowej wioski pod naszą kontrolą, dodatkowo wydarzenia również trudno ustawić dwa razy w ten sam sposób. Jeśli dodamy do tego losowe rozmieszczenie relikwii oraz postaci w talii to trafienie na dwie identyczne partie będzie bardzo trudne.
Zdecydowanie gorzej sytuacja wygląda w pozostałych dwóch aspektach. Teoretycznie możemy grać już od 3 osób, w praktyce 5 to dla mnie absolutne minimum. W 4 jest wyraźnie za luźno na planszy, dodatkowo sojusze praktycznie się nie zmieniają. Dopiero w większym gronie gra pokazuje, na co ją stać.
Czas trwania gry można określić jako „wieczność”. Pierwsza rozgrywka trwała u nas 6 godzin. Jasne, z zaglądaniem do instrukcji itd., ale mimo wszystko trwało to cholernie długo. Stopniowo szło nam coraz lepiej, ale 3 godziny to wariant bardzo optymistyczny, raczej liczmy więcej.
Podsumowanie
Wrażenia z Fiefa mam jak najbardziej pozytywne, jednak bolą mnie okrutnie trzy rzeczy, które w moim gronie właściwie dyskwalifikują tytuł. Po pierwsze, losowość wydarzeń może zepsuć grę dla jednej z osób (lub nawet więcej). To boli, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę minus numer dwa, tj. czas trwania gry. Jeśli ponad 2 godziny naszych starań idzie do piachu ze względu na zły dociąg kart, to ogromnie zniechęcamy się do gry. Ostatnią rzeczą jest wymóg posiadania stałej, najlepiej minimum 5 osobowej, ekipy do grania. Bez tego ani rusz.
Jeśli jednak masz czas i ekipę, to Fief z pewnością się odwdzięczy za wyciągnięcie na stół. Mamy tu sporo dyplomacji, intryg, zabawy nad stołem. Dodatkowo czuć tu klimat średniowiecznej walki o wyższy status społeczny. Eh, gdyby tylko ktoś wydał podobną grę, ale w przystępniejszej formie, to brałbym ją w ciemno.
EGZEMPLARZ WŁASNY