Reklama
aplikuj.pl

Recenzja gry planszowej Sabotażysta: Zaginione Kopalnie

Karciany klasyk na planszy!

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie tło

Bardzo lubię proste, wredne gierki. Dlatego Sabotażysta zawsze był w czołówce moich ulubionych tytułów. Kupowałem właściwie wszystko z „sabotażysta” w nazwie. Mam nawet dedykowaną matę i opcjonalną Przebieralnię. Nie zdziwi więc zapewne nikogo, że przy pierwszej okazji zakupiłem Sabotażystę: Zaginione Kopalnie.

Zawartość

W przeciwieństwie do starego Sabotażysty Zaginione Kopalnie to gra planszowa. Dlatego też w pudełku znajdziemy całkiem ładną, grubą planszę (duh), karty, stertę znaczników oraz… postacie naszych krasnoludów z podstawkami! Każdy z nich nieco różni się wyglądem, ale nasza rola nadal jest zależna od wylosowanej karty.

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie pudło

Właśnie, karty. W Sabotażyście: Zaginione Kopalnie zdecydowano się na mniejszy format kart. W rozgrywce absolutnie to nie przeszkadza, jedynie nieco gorzej się tasują ze względu na rozmiar. Jakościową są jak najbardziej ok, chociaż zauważyłem, że część z nich nieco już się wygięła. Trzeba jednak przyznać, że wizualnie Zaginione Kopalnie prezentują się o wiele lepiej od klasycznej wersji.

Zasady gry (skrót)

Akcja Sabotażysty: Zaginione Kopalnie tym razem dzieje się na powierzchni. Celem naszej drużyny jest dotarcie do odpowiedniej kopalni i pobranie z niej skarbów. Dokonujemy tego wykładając ścieżki z ręki do odpowiednich miejsc na mapie. Przy okazji musimy uważać, żeby nie trafić na smoka…

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie zawartość

…zaraz zaraz, drużyna? Ano. Od początku gry nasze krasnoludy podzielone są na dwie jawne drużyny, jednak w ich ramach mamy ukryte role. Poza lojalnymi kopaczami dzielącymi się zdobytymi skarbami mamy też Samoluba, który zatrzymuje zebrane przez siebie złoto oraz Sabotażystę, który oddaje zdobyte przez siebie złoto drużynie przeciwnej.

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie plansza

Tura gracza wygląda bardzo podobnie do klasycznej wersji. W swoim ruchu zagrywamy jedną kartę ścieżki na planszę, jedną kartę akcji lub odrzucamy do dwóch kart. Następnie możemy przemieścić naszego kopacza, co jest nowością w serii. Grę wygrywa kopacz, który na koniec dwóch rund posiada najwięcej skarbów!

Wrażenia

Kiedy usłyszałem, że Sabotażysta: Zaginione Kopalnie oferuję rozgrywkę w trybie drużynowym, to nie byłem zachwycony. Raczej nie jestem typem współpracującego gracza. W praktyce okazało się, że „drużyny” są bardzo umowne. Tak naprawdę każdy inny gracz jest przeciwnikiem. Z dwóch powodów.

Po pierwsze – ze względu na role. Zwyczajnie nie opłaca się zbierać skarbów jako drużyna. Z doświadczenia wiem, że zaufanie innemu graczowi zwykle kończy się wykorzystaniem naiwności danej osoby. Wiem, bo sam to robię :-) W Sabotażyście: Zaginione Kopalnie jeśli jesteśmy lojalnymi kopaczami i mamy szczęście to podzielimy się skarbami. Jeśli jednak zaryzykujemy, a trafimy na samoluba, to tak naprawdę oddaliśmy innemu zawodnikowi swoje punkty. Wniosek jest dość prosty – ciułaj wyłącznie na siebie, nie oglądaj się na swoją drużynę. Drugi powód jest bardziej prozaiczny. Wygrywa tylko jedna osoba. Nie ma absolutnie żadnego sensu dzielić się punktami z innymi. Każdy gracz to przeciwnik.

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie role

Myślałem, że możliwość przemieszczania naszych kopaczy wprowadzi nowe możliwości, nazwijmy je umownie, „taktyczne”. W praktyce poruszanie się nie ma jakiegoś większego znaczenia, poza stawianiem przeszkód na drodze (zastąpiły one niszczone narzędzia znane z podstawki) oraz nowej karcie „wąskiego gardła”. Nowe role sprawują się przyzwoicie, ale daleko im do potencjału reprezentowanego przez dodatek do klasycznego Sabotażysty. Ma się również wrażenie, że nie mają one właściwie żadnego znaczenia na rozgrywkę. Ma to oczywiście swoje plusy – gra jest dzięki temu przystępniejsza.

Podoba mi się natomiast pobieranie kart skarbów. Ich liczba oraz rodzaj jest znany przed rozgrywką. Może się więc zdarzyć, że dojdziemy do zupełnie pustej kopalni! Z drugiej strony, jeśli dokopiemy się do miejsca, w którym jest więcej skarbów to możemy przy dobrych wiatrach pobrać wszystkie. Bardzo fajne rozwiązanie, choć przy pewnym układzie może być lekko niesprawiedliwe. Jakim? Kiedy jedna drużyna ma w „swojej” części planszy pustą kopalnie oraz smoka (dającego ujemne punkty), a druga wszystkie skarby. Rzadki przypadek, ale możliwy.

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie żetony

Ogólny feeling nie zmienił się aż tak bardzo – Sabotażysta: Zaginione Kopalnie to nadal bardzo podły tytuł. Blokowanie się zatrzymaniem w odpowiednim miejscu czy stawianie przeszkód jest tu na porządku dziennym. Niemniej nie ukrywam, że w klasycznego Sabotażystę (z dodatkiem) grało mi się po prostu lepiej. Umowna drużynowość początkowo dezorientuje, a role jednak były tam dużo ciekawsze.

Skalowanie, czas trwania gry, regrywalność

Sabotażysta nigdy nie skalował się jakoś super, Zaginione Kopalnie również nie są wyjątkiem. Teoretycznie możemy grać od trzech do dziewięciu osób, ale szczerze mówiąc nie widzę za bardzo opcji grania w mniej niż 5 osób. Składy 3 i 4 osobowe właściwie z góry zmuszają nas do ostrej rywalizacji a znaczenie ról, już niewielkie, zupełnie zanika. Miałem pewne obawy co do sytuacji, gdy mamy nierówne składy, ale nie czuć aż tak mocno różnicy pomiędzy drużynami.

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie karty

Czas trwania gry to około 10-15 minut na jedną rundę, więc cała dwurundowa rozgrywka powinna trwać około 30 minut, max 40. Doświadczeni w Sabotażyście gracze szybko odnajdą się w nowych realiach, ale nawet nowicjusze raczej nie będą generować przestojów.

Regrywalność Sabotażysty: Zaginione Kopalnie, tak jak i klasycznego, jest bardzo duża. Losowe dobieranie ról, drużyn, kart ścieżek, rozmieszczenie skarbów – czy potrzeba czegoś więcej?

Podsumowanie

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie jest bardzo fajną grą pełną negatywnej interakcji. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że lepsza od podstawki klasycznej wersji. Jednak z klasyk z dodatkiem moim zdaniem zjada Zaginione Kopalnie na śniadanie dzięki nowym tożsamościom i rodzajem tuneli. Nie widzę żadnego powodu, żeby trzymać obie wersje Sabotażysty na półce. Warto również mieć na względzie dwie rzeczy.

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie stójki

Po pierwsze – cena. Klasyczny Sabotażysta jest sporo tańszy od Zaginionych Kopalń. Ba, nawet zestaw z dodatkiem w wielu sklepach możemy kupić za połowę ceny nowszej wersji. Oczywiście musimy wziąć pod uwagę, że Sabotażysta: Zaginione Kopalnie oferuje więcej zawartości i wygodniejszą planszę, a jego cena jest w pełni uzasadniona. Chyba że przepłaciliście tak jak ja w Empiku.

Sabotażysta: Zaginione Kopalnie karty

W drugim aspekcie niestety Sabotażysta: Zaginione Kopalnie nie ma do klasyka startu. Ogromnym plusem zwykłego Sabotażysty jest jego kompaktowy rozmiar. Pudełko mogłem zabrać ze sobą praktycznie wszędzie, wystarczyła mi jedynie kieszeń. W przypadku nowej wersji jesteśmy skazani na pudło. Może nie za duże, ale jednak w kurtkę sobie go nie wrzucimy.

Co tu dużo mówić, gra fajna, ale jednak klasyczna wersja fajniejsza :-)

EGZEMPLARZ WŁASNY