Z ramienia krakowskiego wydawnictwa SQN na polski rynek czytelniczy trafiła książka Banksy: wojna na ściany. Jest to lektura poświęcona twórczości jednego z najbardziej enigmatycznych artystów ostatnich lat, który swoją działalnością wpływa w sposób znaczący na przestrzeń miejską i dyskurs społeczny.Każdy, nawet najdrobniejszy skrawek informacji na temat Banksy’ego jest niemal na wagę złota w przekonaniu osób śledzących jego działalność. Czy wobec tego recenzowana pozycja jest w stanie zaspokoić ten głód wiedzy?
Na wstępie użyłem określenia książka, bowiem pierwotnie do właśnie takiej formy przekazu byłem nastawiony, że przyjdzie mi raczej więcej obcować z słowami aniżeli obrazem. Wojna na ściany jest jednak albumem zbiorczym, w którym utkano najciekawsze i najbardziej docenione prace Banksy’ego, to też już z założenia można przyjąć, iż nie jest to lektura na długie godziny. Sama treść budzić może także pewne pytania z względu na sylwetkę artysty a raczej jej mglisty zarys, gdyż tak naprawdę nie wiemy, kim jest wirtuoz sprayu i ściany. Jeśli wierzyć skąpym źródłom nasz bohater urodził się w 1974 roku niedaleko Bristolu w Anglii. Obszar jego aktywności początkowo skupiał się na stolicy Zjednoczonego Królestwa – Londynie, jednak z czasem jego charakterystyczne graffiti pojawiało się w kolejnych miastach Europy, następnie świata. Banksy wzbudza wiele kontrowersji z względu na mocno ironizujący, niekiedy wręcz prowokujący styl, łamiąc kolejne tematy tabu. Z pewnością znajdzie się spore grono osób przeciwnych graffiti, uważając je za zwyczajny wandalizm, swoisty akt przemocy na przestrzeni miejskiej. Przykładowo Peter Gibson z organizacji Keep Britain Tidy (z ang. Utrzymajmy Anglię Czystą), działalność Banksy’ego postrzega właśnie w tak jednoznacznie negatywnym świetle.
Graffiti trzeba jednak umieć i chcieć docenić, gdyż wpisuje się w teorię realizmu miejskiego, odpowiadając na większe lub mniejsze potrzeby intelektualne konkretnej grupy odbiorców ściśle związanej z miastem. Uliczne malarstwo wcale nie jest najniższą formą sztuki. Cytując za książką można powiedzieć, że jest najbardziej uczciwą formą sztuki, i do tego ogólnodostępną. Nie ma w niej hipokryzji ani nadęcia. Znacznie więcej podobnych przemyśleń o nieustannej walce w przestrzeni miejskiej o każdy kawałek ściany pomiędzy wielkomiejskim kapitałem firm i wszędobylską, wręcz nachalną reklamą a twórcami graffiti znajdziemy w ów publikacji. Na dwustu stronach albumu, obok fotografii umieszczono komentarze, rzekomo Banksy’ego, często przyozdobione bardzo kwiecistym słownictwem. Odnoszą się one do różnych zachowań, procesów społecznych i mechanizmów nimi sterującymi, które autor żarliwie krytykuje. Ponadto, przy niektórych zdjęciach komentarze przybliżają czytelnikowi także motywy stojące za konkretną pracą. Okoliczności powstania, lub komiczne sytuacje, jakie wynikły z niemal konspiracyjnej pracy malarza-partyzanta. Są to jednak krótkie akapity, wręcz czasami zdawkowe nierzucające więcej światła na działalność Banksy’ego, lub nawet jego samego.
Album wydrukowano na dobrej jakości papierze, przez co fotografie prac cieszą, zaś całość okuto w twardą oprawę. Dwieście stron czyni tą pozycję dość ciężką, jednak rozmiar nie jest współmierny do spędzonego czasu przy lekturze. Przy cenie okładkowej wynoszącej niemal siedemdziesiąt złotych jestem wstanie wytypować tylko dwie grupy konsumentów zainteresowanych takowym zakupem: kolekcjonerzy pasjonujący się sztuką ulicy w szczególności sylwetką Banksy’ego oraz okazjonalni zakupowicze szukający ewentualnego prezentu, który to prawdopodobnie i tak trafi w ręce tej pierwszej grupy.
Wojna na ściany pozostawia niedosyt czytelnikowi. Mimo że w przeszłości ukazała się już publikacja poświęcona osobie Banksy’ego, to w naszym przypadku brakuje nadal obszerniej sformułowanych informacji o artyście, lub chociaż nawet gruntownego wprowadzenia, czym jest graffiti i jak wpisuje się w przestrzeń miejską. Jest to szalenie interesujący temat, a większa ilość treści ukierunkowanej właśnie w tę stronę mogłoby przyciągnąć szersze grono czytelników nienależących do wyżej wymienionych grup konsumenckich.
Reasumując Banksy: Wojna na ściany jest pozycją ciekawą, choć przyciągającą specyficzne grono odbiorców. Szerszy walor merytoryczny odnajdą w niej głównie osoby z wytchnieniem śledzące działalność artysty, o którym jest dość cicho już od bardzo długiego czasu. Innymi słowy można powiedzieć, że jest w niej sporo o pracach autora, ale o nim informacje są wyłącznie symboliczne. Jest to szczególnie znamienne, bowiem od czasu filmu dokumentalnego Wyjście przez sklep z pamiątkami nie otrzymaliśmy żadnego namacalnego konkretu w tym kierunku. Czyżby Banksy był tylko i wyłącznie sezonowym hitem, obecnie przysypanym przez nowe ciekawostki dochodzące z świata szeroko pojętej kultury popularnej? Tak, więc od strony technicznej recenzowanej książce choćbym chciał coś zarzucić to byłoby to czepialstwo na siłę, ale od strony zawartej treści traktujmy ją wyłącznie, jako ciekawostkę, zbiór tego, co już wiemy a może raczej, czego nie wiemy na temat autora najsłynniejszych grafik miejskich.