Nie ma się co oszukiwać. To w zasadzie było nieuniknione od momentu prezentacji NES Classic od Nintendo. Wówczas zapanował wielki bum na retro mini-konsole i kwestią czasu było, aż Japończycy odpowiedzą tym samym. Jedyną niewiadomą było nie czy tylko kiedy nastąpi premiera.
Ta nastąpiła 3 grudnia
Chociaż zapowiedź nastąpiła dużo wcześniej. Przyznaję, sam wpadłem w zachwyt i początkowo złożyłem zamówienie przedpremierowe nie bacząc nawet na cenę, która wynosi 449 zł. Patrząc na stronę produktu czy to w elektromarketach czy na serwisach aukcyjnych oferta wydaje się idealna – oto bardzo dokładna replika konsoli, tyle że znacznie pomniejszonej, wraz z dwoma padami i wgranymi 20 klasycznymi tytułami. Całość spakowana w bliskie oryginału pudełko. Już patrząc na nie po plecach przechodzi przyjemny dreszcz wspomnień, gdy jako dziecko wrzucało się płytę do zmęczonego już lasera i liczyło na przyjemną rozgrywkę przed telewizorem.
Gdy zatem PlayStation Classic dotarł i do mnie, czułem dreszcz emocji
To trochę jak rozpakowywanie prezentu od św. Mikołaja gdy jest się dzieckiem. Niby wiesz czego się spodziewasz, ale masz tę ogromną frajdę. Otwierając gustowne pudełko (wybaczcie zachwyty, ale to naprawdę jest mega!) znajdziemy w środku niewielką konsolkę, dwa pady, kabel micro-usb (bez ładowarki), kabel HDMI oraz instrukcje. Wszystko popakowane w folie i na pierwszy rzut oka nie różniące się w żaden sposób od oryginału.
Różnice w budowie konsoli PlayStation Classic
Skupmy się na najważniejszym, czyli budowie samej konsoli. Ta została dopieszczona w najmniejszych detalach, chociaż odpowiednio zmniejszona (149mm x 33mm x 105mm). Klasyczne guziki jak Power, Reset, Open zostały zachowane, cała konstrukcja konsoli również jest bardzo znajoma. Różnice są na tylnym panelu, gdzie znajdują się dwa porty na wspomniany kabel zasilający micro-usb oraz port HDMI. Od przodu podłączyć możemy pady, które teraz są na USB, a porty na karty pamięci to nic innego jak imitacja, zaślepki. Również zachowano wszelkie podobieństwa do oryginałów – klapkę na płytę która wydaje się, że może być otwarta, czy charakterystyczne ząbki po bokach.
Same pady są wiernie odwzorowane – od logotypów Sony oraz PlayStation, po przyciski, materiały czy nawet sposób klikania kończąc. Gdyby ktoś położył je obok tych z ’94 roku – prawdopodobnie bym ich nie odróżnił.
Po podłączeniu czar pryska
Chociaż wykonanie samej konsolki jest kapitalne i naprawdę powoduje przyśpieszone bicie serca tak nie ma chyba w Polsce osoby, która byłaby zadowolona z wyboru gier, które tutaj otrzymujemy. Pierwszy „plejak” obfituje w taką ilość tytułów, że wybranie tych dwudziestu tak by odpowiadały każdemu jest nierealne. I tak do dyspozycji mamy:
- Battle Arena Toshinden,
- Cool Boarders 2,
- Destruction Derby,
- Final Fantasy VII,
- Grand Theft Auto,
- Intelligent Qube,
- Jumping Flash!,
- Metal Gear Solid,
- Driller,
- Oddworld: Abe’s Oddysee,
- Rayman,
- Resident Evil Director’s Cut,
- Revelations: Persona,
- Ridge Racer Type 4,
- Super Puzzle Fighter II Turbo,
- Syphon Filter,
- Tekken 3,
- Tom Clancy’s Rainbow Six,
- Twisted Metal,
- Wild Arms.
Wszystkie tytuły trafiły na konsolkę w niezmienionej formie. Sony nie pokusiło się o jakiekolwiek modyfikacje – zatem jeśli wcześniej gra zajmowała więcej, niż jeden krążek to w trakcie rozgrywki jesteśmy proszeni o jego wymianę. Aby to zrobić, wystarczy wcisnąć przycisk Open i cieszyć się dalej rozgrywką.
Całość ma jednak również wady. Największa z nich to niedostosowany obraz do współczesnych standardów. Gry wyświetlają się w formacie 4:3. Jeżeli jakiś tytuł lata temu nie pracował płynnie – tutaj również będziemy widzieć przycinanie obrazu. Samej konsoli nie rozbudujemy w żaden sposób o nowe tytuły. To platforma zamknięta, nie podłączymy jej pod PSN i nie uzupełnimy biblioteki o kolejne tytuły.
Największą bolączką jest jednak nieprzemyślana konstrukcja pod względem… wymagań dzisiejszych graczy. Niestety, ale kontrolery mają bardzo krótkie kable – raptem półtora metra. W latach ‘90tych nie stanowiło to problemu, bowiem grało się na małych telewizorach CRT, gdzie przekątna obrazu dochodziła w porywach do 26 cali. Dziś telewizor w salonie to przynajmniej te 50 cali w efekcie siedzimy z nosem w ekranie. Upływ czasu w przypadku tych gier jest zrozumiały i dla większości współczesnych graczy te gry są zwyczajnie brzydkie. Jednak siedząc tak blisko wyświetlacza nie ułatwia to odbioru tych gier. Chcąc zatem pograć komfortowo, trzeba zaopatrzyć się w przedłużacz USB co dla przeciętnego zjadacza chleba może oznaczać dodatkowe koszty.
Jeżeli Sony nie chciało zaoszczędzić na kablach od padów, to z pewnością zaoszczędziło na ładowarce USB. Domyślam się, że większość z nas posiada takową w domu chociażby od któregoś z telefonów, ale przy cenie 449 zł brzmi to jak żart.
Wniosek?
Sony umiejętnie gra na naszych emocjach i wspomnieniach. Jednak spędzając z nią cały ten czas nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest to w pewnym stopniu żerowanie na nich. Niezrozumiałe oszczędności producenta, niemożność wgrania kolejnych gier to największe bolączki tego produktu. No i trzeba założyć, że nie każda gra przypadnie nam do gustu. Ktoś powie, że Nintendo przecież zrobiło to samo. Owszem, ale obie jej konsole są znacznie tańsze (NES mający 30 gier kosztuje 289 zł, SNES 349 zł). Z drugiej strony 449 zł to bardzo dużo patrząc na to, że w sklepach można dostać np. Xboxa One S będącego często w promocjach za ok 800 zł. A przecież produkt Microsoftu zapewnia wsteczną kompatybilność z grami z Xbox One, Xbox 360 oraz Xbox Classic.
Rozumiem jednak fanów, którzy koniecznie chcą mieć bibliotekę klasycznych gier. Wówczas istnieje całkiem sensowna alternatywa dla PS Classic i to… wprost od samego Sony! Za niecałe 400 zł ciągle jeszcze można odstać PlayStation Vitę. To martwa już konsola, która jednak posiada całkiem niezłą bibliotekę całkiem współczesnych gier (ponad 1000) oraz obsługę kilkuset gier z PSP oraz… Playstation 1 właśnie! Do tego jest przenośna, tańsza i z dostępem do sieci oraz trofeów.
A jeśli ktoś woli jednak prawdziwe klasyki, to aukcje są pełne klasycznego PlayStation 1, tego prawdziwego, w których jego ceny wahają się około 120 PLN nie tworząc nam żadnych ograniczeń.
Dla kogo?
Według mnie to produkt dla największych fanów marki oraz kolekcjonerów, którzy chętnie uzupełnią swoją bibliotekę o kolejny produkt od Japończyków. Na pewno zainteresuje również fanów rozrywki retro, których z każdym dniem przybywa. Dla większości graczy jednak nie będzie to interesująca rzecz i zostanie potraktowana jako ciekawostka. Ja, mimo iż szalenie cieszyłem się na widok tego małego, szarego pudełka znacznie przychylniej patrzę na starania Microsoftu, który zwyczajnie daje nam do dyspozycji wsteczną kompatybilność…