Po dobrym wrażeniu jaki pozostawił po siebie drugi odcinek postanowiłam oglądać dalej Stargirl. Serial mnie zainteresował, a główna bohaterka urzekła. Zobaczcie co ją czeka tym razem. Uwaga, recenzja spoilerowa.
Twórcy Stargirl umiejętnie przerzucają akcenty historii nie skupiając się tylko na głównej bohaterce Courtney czy jej rodzinie. Pozwala to poznać nam innych, w tym złoczyńców, którzy o dziwo choć źli, mają całkiem logiczne motywacje. W tym odcinku przybliżony zostaje nam Icicle. Dowiadujemy się, że robi te wszystkie rzeczy z powodu śmierci żony i jej prośby, by ukarał wszystkich, którzy przyczynili się do jej krzywdy. To sprawia, że postanawia zmienić oblicze Ameryki czyniąc ją „lepszym” miejscem. Taki jest jego nadrzędny cel i wiemy, że nie będzie przebierał w środkach, by tego dokonać. Po trupach do, w jego mniemaniu, dobrego celu. Patrząc na jego poczynania nie jesteśmy do końca w stanie powiedzieć, że Jordan czyli Icicle jest bohaterem złym, jest raczej niejednoznaczny. Robi wiele przyzwoitych rzeczy, słucha ludzi i wie, że niektóre obiekty w mieście warto ocalić bez względu na opłacalność. Gdy przemawia do swoich współpracowników jest wiarygodny i charyzmatyczny. Nie miałam żadnego problemy, by uwierzyć, że ktoś taki będzie wzbudzał sympatię i posłuch. Jednak Jordan ma dwa oblicza i oba twórcy nam pokazują. By osiągnąć swój cel nie waha się zabić dziecka swojego kolegi z Injustice Society, a potem i jego samego. 3.odcinek Stargil daje jasno do zrozumienia zarówno Courtney jak i widzom, że Icicle nie cofnie się przed niczym, by zrealizować swoją wizję Ameryki. Jest bezwzględny i zdeterminowany, a do tego bardzo wiarygodny, a to można powiedzieć o niewielu złoczyńcach w filmowo-serialowym uniwersum DC.
Czytaj też: Stargirl mile zaskakuje, ale dopiero przy drugim spotkaniu – recenzja 1 i 2 odcinka
Konfrontacja między Courtney, Patem i Iciclem nie mogła skończyć się dla głównych bohaterów źle, ale pokazano nam, że jedynie szczęście uchroniło ich przed marnym losem. Happy endu jednak nie było, bo właśnie wtedy zginął szkolny kolega, syn Wizarda. To pokazuje, że Geoff Johns nie będzie ograniczał się do cukierkowej fabuły, w której cierpią tylko ci winni. Bardzo mi się to podoba, a do tego cała ta sytuacja jeszcze bardziej zbliża do siebie Pata i Courtney. Ojczym jest dla niej oparciem w czasie, gdy mama robi karierę. Ten wątek poprowadzony jest bardzo naturalnie, bo widzimy kiedy i dlaczego dziewczyna zaczyna zmieniać swoje zachowanie i zbliżać się do Pata. Jedynym zgrzytem jest jej fanatyzm, choć i to nie jest tak bardzo nielogiczne jeśli się nad tym bardziej zastanowimy. Słusznie czy nie Courtney myśli, że Starman jest jej ojcem i jest zła za jego śmierć. Do tego żal z powodu zamordowanego chłopaka ze szkoły i młodzieńcze zaangażowanie, które potrafi być irracjonalnie silnie. Tylko czy po tym wszystkim nie powinna trochę ostudzić swojego zapału? Wydaje się, że dziewczyna powinna trochę ochłonąć i spojrzeć trzeźwo na ostatnie wydarzenia zanim będzie za późno. Wcześniej mogła traktować to jako zabawę. Jednak starcie z Brainwavem, potem z Iciclem i morderstwa to już nie błahostki. Ale ona dalej powtarza swoje fanatyczne „musimy dorwać Icicle”. Courney, stop!
Najlepsze zostało na koniec. Pat chcąc pocieszyć Courtney zabiera ją do siedziby Justice Society of America pokrótce opowiadając jej o zmarłych superbohaterach. Ma miejscu widzimy ich podobizny a także ocalałe po nich artefakty. Możemy się domyślić, że tak jak w przypadku Courtney to one mają w sobie moc, więc nie trzeba rodzić się z jakimiś specjalnymi umiejętnościami by zostać herosem. Celem wyprawy bohaterów jest też zakomunikowanie widzom jakie wsparcie już wkrótce Stargirl otrzyma. Dobitnie świadczy o tym finał odcinka, gdy Courtney wraca na miejsce i kradnie magiczne zabawki należące do Hourmana, Wildcat, Doktora Mid-Nite’a i najprawdopodobniej do Zielonej Latarni. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo ta latarenka jest dość sugestywna. Zwłaszcza, że podobizna herosa w komiksowym stroju Green Lanterna z JSoA widniała na ścianie. Bohaterka zabiera też różowy długopis w którym mieszka Thunderbolt. Gdy tylko go dotyka słychać chichot, który zwiastuje niezłe przygody.
Lubię nie mieć racji w takich przypadkach jak Stargirl. Podchodziłam do tego serialu bardzo sceptycznie, ale przyjemnie się zaskoczyłam. Poziom z każdym odcinkiem jest nieco wyższy, a cała historia ma bardzo dużo do zaoferowania i widać, że twórcy wiedzą co robią. Jest zabawnie, ale nie ma problemu ze zmianą tonacji na poważniejszą, gdy fabuła tego wymaga. Efekty specjalne nie są najwyższych lotów i było to widać zwłaszcza na moście, jednak w ogólnym rozrachunku Stargirl jest serialem godnym polecenia. Przynajmniej jeśli chodzi o trzy pierwsze odcinki, potem zobaczymy, ale coś czuję, że będzie tylko lepiej. Tylko niech Courtney porzuci swój ślepy fanatyzm i trochę wydorośleje.
Czytaj też: Recenzja serialu 13 powodów – finałowy sezon zamyka w końcu trumnę Hannah Baker
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News