Piątek
Opis piątku zacznę od nocowania w starym zdezelowanym budynku, czyli w postapokaliptycznym hotelu. Mimo, że miałem śpiwór i karimatę to żałuje, że nie wziąłem sobie dodatkowej bluzy i dresów na noc. Tego typu budynki potrafią nieźle przymrozić w nocy, nawet jeśli temperatura na zewnątrz jest większa. Po mega ciężkiej pierwszej nocy obudził mnie naprawdę bardzo irytujący człowiek z megafonem, który chyba został stworzony do denerwowania ludzi. Kiedy już wybudziłem się na tyle, by przetrawić jego słowa, dowiedziałem się, że zaprasza wszystkich na akredytacje postaci. Tak, mimo że poprzedniego dnia zameldowałem się, że jestem i dostałem pokój, w sobotę czekała mnie akredytacja postaci.
Łyżkon – na czym to polega akredytacja postaci?
Moja broń i zbroja musiała zostać sprawdzona czy spełnia warunki mechaniki i czy nie zagraża życiu innych uczestników. Kiedy testy przeszły pomyślnie, dostawała kolorową trytytkę na znak zgodności z wytycznymi. Na Łyżkonie bronie mają dozwoloną prędkość pocisków do 350 FPS-ów, a na Pustkowiach do 400. Sprawdzano je specjalnym urządzeniem, które miało otwór na wysokości klatki piersiowej, w który się strzelało, i w ten sposób ustalano prędkość pocisku. W budynku można było używać 250 albo nerfów, broni na strzałki które nie raniły a „ogłuszały” według ustalonej mechaniki gry. Tak moi drodzy Czytelnicy, można było wpaść do baru i zacząć strzelać z nerfa i ogłuszać bronią z pianki. Potem można było zaciągnąć ogłuszonych w ustronne miejsce i ich obrabować. Oczywiście tylko z kapsli i nabojów, ale choć do tego miał prawo każdy, to bez obstawy niewielu się na to pisało na Łyżkonie.
Wracając do akredytacji postaci, miecz wydał się organizatorom trochę za twardy, ale przepuścili mi go. Zbroja była ich zdaniem trochę za ładna, chociaż zmęczyłem wszystkie metalowe i grube części papierem ściernym. Nawet wytarzałem ją w tynku tego starego budynku w którym spałem, jednak kolor materiału był za intensywny.
To bardzo istotne, ponieważ im lepszy (gorszy) masz kostium i broń, tym możesz dostać więcej naboi i pieniędzy (kapsli).
Standardowo dostałem 10 kapsli i 10 naboi. Tego drugiego, mam nadzieję, że nie uznacie za dużą ilość, bo na pustkowiach te 10 naboi może zostać użyte na walkę z jednym przeciwnikiem. Pewnie też znajdzie się ktoś, kto powie: „ale dlaczego nie weźmiesz sobie kapsli i naboi z domu?”. Odpowiedzi są dwie. Ponieważ kapsle mają specjalny nadruk, a naboje są innego koloru. Oczywiście ktoś może się namęczyć i skopiować kapsle na następną imprezę i wziąć tyle różnych kolorów naboi, że na pewno z którymś trafi. Ale nie o to chodzi. Ktoś, kto chce poczuć klimat i wczuć się zabawę nie zrobi tego, bo sam sobie zepsuje grę.
Ważną również rzeczą w mechanice jest strzelanie. Po ilu strzałach zabijasz kogoś i jak na to reaguje zbroja którą masz lub nie. Są to zasady zmienne tak, jak dopuszczalne FPS-y broni i co imprezę mogą się zmienić. Kiedy zostaniesz trafiony zakładasz odblaskową kamizelkę i zależnie od stanu (ranny, ciężko ranny, trup) starasz się wrócić.
W mechanice ogólnej są na każdej imprezie ważne dwa słowa/zdania: “basta” i “Co powiedziałeś o mojej matce”.
Pierwsze dotyczy tego, że kiedy nie wiesz co się właśnie w grze wydarzyło, to po wypowiedzeniu tego masz prawo się dowiedzieć co się właśnie stało. Jest swego rodzaju “stop gra”. Drugie oznacza, że osoba w towarzystwie gada czy robi rzeczy, które psują ci klimat gry. Na przykład za dużo gada o swoim prywatnym życiu czy rozmawia przez telefon wśród ludzi zamiast odjeść gdzieś na bok.
Po akredytacji postaci poszedłem na Pustkowia wraz z towarzyszem, który tak jak ja wziął na Łyżkon mało znaczącą postać. Obaj byliśmy najemnikami Wilków, więc według zasad znaliśmy się. Ważne są koneksje i jak do nich doszło, gdyby ktoś ważny zapytał nas o to. Trzeba się wczuć i pamiętać o swojej roli, żeby nie oberwać zdaniem “Co powiedziałeś o mojej matce”. Fabuła dotyczyła części rakietowych porozrzucanych na terenie Pustkowi, które chcą odzyskać “alkochemicy”, frakcja która była gospodarzem imprezy. Na pustkowiach także mogliśmy znaleźć amunicję, kapsle i narkotyki (oczywiście stylizowane na te z Fallouta, dające chwilowe super umiejętności w zamian za uzależnienie).
W lesie wędrując sobie spokojnie natrafiliśmy po jakimś czasie na trzy osoby które przed nami znalazły coś. Na hasło “stać”, bo wycelowałem w nich pożyczoną wcześniej snajperką, zaczęli uciekać. Ja strzeliłem i, na szczęście, nie trafiłem bo jak się później okazało natrafiliśmy na większą grupę z ich frakcji. Byli to stalkerzy i zapewne gdybym wówczas trafił pewnie byśmy później nie żyli. Na szczęście tę sytuację rozładował mój towarzysz, który udawał jąkałę w miarę inteligentnego, ale przy nich kreował się na debila (taka udawana incepcja).
Dzięki swojemu dobrze odgrywanemu jąkaniu, potrafił znudzić i zniechęcić do siebie każdą napotkaną osobę, więc obeszło się bez ofiar. Dalej znaleźliśmy świetne miejsce do ukrycia i ostrzału na tych, którzy mogli wracać z połowu. Tak, wiem, że to było niehonorowe, ale w tym świecie mało było osób honorowych. Niestety nic nie złowiliśmy, a zabawa ostatniej nocy dawała nam cały czas w kość, więc wróciliśmy do miasteczka. Mój kompan poszedł w swoją stronę, a ja stwierdziłem, że pomogę sprzymierzonej z Wilkami dziewczynie sprzedającej cukierki (one były niby narkotykami, taki postapokaliptyczny świat). Później dopadło mnie zmęczenie i ominąłem piątkową nocną zabawę. Byłem na tyle wyczerpany, że spałem do wczesnego rana w sobotę.