Książka, która nie mogła znaleźć wydawcy, a która okazała się przekutym w przyszłości na film bestsellerem. To w skrócie Marsjanin – pozycja mogąca umilić Wam zgłębianie zawiłości podbijania kosmosu.
Sam uznałem go za świetne czytadło „w terenie”, czyli po prostu w chwilach, kiedy albo czekamy gdzieś w przychodni, przychodzimy na spotkanie nieco wcześniej, albo po prostu mamy kilka minut wolnego czasu. W tych właśnie okolicznościach Marsjanin jest jedną z lepszych lektur i to nie tylko przez swoją pewną lekkość, ale też przez samą konstrukcję.
Narracja jest w nim prowadzona w nowatorski sposób, bo sprowadza się głównie do zapisków w dzienniku astronauty, który utknął na Marsie. Jest więc pierwszoosobowa i dzięki temu przenosi nas poniekąd w samo miejsce akcji, choć z tyłu głowy musimy mieć ciągle to, że bohater po prostu zapisuje swoje przemyślenia i dokonania już po fakcie. Wspominam o tym, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości.
Tak więc, Marsjanin sprowadza się do gęsto usłanych rozdziałów z podziałem na to, co nasz dzielny bohater robi na Czerwonej Planecie, żeby nie tylko przeżyć kolejny dzień, ale też jakoś wydostać się z tamtejszego Piekła. Pomaga mu w tym wyłącznie jego wyszkolenie oraz najnowsze zdobycze technologiczne, które nie zawsze są tak niezawodne.
Chociaż specjalistą co do podbijania innych planet nie jestem, a moje doświadczenie w chemii i fizyce jest raczej niezaawansowane, to nie stwierdzę, że w Marsjaninie wiele opisanych sytuacji jest zgodnych z nauką i rzeczywistym podbojem Marsa.
Całość sprawia jednak wrażenie, jakby była, a że wszelkie terminy nie są specjalnie skomplikowane, to nawet proste wyjaśnienie ze strony autora rozwiewa wszelkie wątpliwości. Jeśli jednak spytacie, dlaczego astronauta musiałby tak dokładnie opisywać swoje działanie, to odpowiedź na to jest prosta. W razie wypadku jego wybawiciele będą wiedzieć, co schrzanił i co dokładnie go zabiło. Zresztą, takie to już są procedury zabawy na Marsie z ręki NASA!
W Marsjaninie najbardziej zaskakuje humor, który może i nie występuje często, ale jeśli już się pojawia, to trudno nie uśmiechnąć się pod nosem, a nawet lekko prychnąć. Dzięki temu (i nie tylko) lektura nabiera znacznie luźniejszej formy, niż możecie się po niej spodziewać i dobrze, bo tak naukowe podejście do gatunku science fiction może okazać się z pewnym czasem toporne do zgłębiania.
Tak więc… podsumowanie! Czy musicie znać się na kosmosie, Marsie i ogólnie mieć obycie w nauce, aby zrozumieć treść w Marsjaninie? Wcale nie! Czy to bardziej rozrywkowa, czy naukowa książka? Zdecydowanie rozrywkowa, ale z elementami nauki z wielu dziedzin. A na koniec najważniejsze – czy można ją polecić? Oczywiście, jak najbardziej i nie tylko starszym, ale nawet i młodszym, którzy chodzą z głową wśród gwiazd.