Zacznijmy od krótkiego podsumowania sytuacji. 11 grudnia gruchnęła wiadomość, że Idea Ahead (wydawca reaktywowanego Secret Service) stracił prawa do marki. W związku z tym czasopismo zmienia nazwę, layout, formułę… zostaje jedynie stara ekipa, która ma zbudować nowy magazyn o nazwie PIXEL. Reakcje czytelników, a przede wszystkim wspierających, były łatwe do przewidzenia: przeważały oskarżenia o naciągactwo, o sztuczne wybicie się na znanej marce, której użyto, by sfinansować nowy projekt. Wprawdzie Robert „Łapusz” Łapiński (wydawca) zadeklarował, że wszyscy, którzy zapłacili z góry za sześć numerów, będą mogli żądać zwrotu pieniędzy za pozostałe cztery. Poza tym każdy, kto wykupił choć jeden papierowy numer Secret Service, otrzyma drukowaną wersję pierwszego numeru PIXEL za darmo, a wszyscy, którzy wsparli akcję choćby złotówką, dostaną dostęp do cyfrowej wersji magazynu. Fair enough.
W tle jednak, na Facebooku, toczy się spór między Łapuszem a Waldemarem „Pegazem” Nowakiem, wzajemnie obarczającymi się winą zaistniałej sytuacji. Łapusz twierdzi, że wypowiedział umowę licencyjną na markę Secret Service w dobrej wierze, gdyż podobno wszyscy wspólnie ustalili, że zawiera ona nieprzystające do realiów zapisy. Pegaz z kolei utrzymuje, że Idea Ahead wypowiedziało kontrakt ot tak, po czym na pytania, czy nie chcą odkupić praw do marki, odpowiedzieli negatywnie. Większość odbiorców ufa wersji Łapińskiego, choć są w niej pewne nieścisłości.
Kontrowersje
Przyjrzyjmy się najpierw nieścisłościom i kontrowersjom, które pojawiły się po ogłoszeniach związanych ze zmianą na PIXEL. Po pierwsze: kto mający choć trochę oleju w głowie zrywa umowę, licząc na jej ponowne podpisanie na lepszych warunkach? Od tego są przecież aneksy. Tym bardziej wiedząc, że ma się na karku ponad trzy tysiące wspierających, którzy na pewno nie będą szczęśliwi, jeśli projekt padnie ot tak. Powodem zmiany umowy miały być nieprzystające do realiów warunki, dające Pegazowi możliwość dowolnego blokowania wydania czasopisma (tak przynajmniej wynika ze strzępków udostępnionych nam informacji). Nowak miał z tych praw nadmiernie korzystać, dezorganizując pracę redakcji i stawiając pod znakiem zapytania wydanie choćby pierwszego numeru. Gdyby jednak problemy z dogadaniem się w sprawach formalnych były rzeczywistym podwodem zmiany, zachowanie Waldka byłoby nieco dziwne. Skoro i tak odszedł z czasopisma ze stanowiska dyrektora artystycznego, czemu nie został w nim jako jeden z inwestorów? Nie musiałby robić nic, a pieniądze i tak by wpływały na jego konto. O ile w naiwność Łapińskiego jestem w stanie uwierzyć, o tyle tak szczwany lis jak Pegaz raczej nie pozbawiłby się dobrowolnie możliwości łatwego zysku.
A może było inaczej?
Po burzliwej wymianie zdań, głównie via Facebook, większość czytelników zdaje się wierzyć Łapuszowi, Pegaza traktując jak sprawcę wszelkiego zamieszania i kata Secret Service. Postawmy jednak śmiałą tezę (zaznaczając przy tym, że wszystko, co napisane w tym akapicie, to jedynie hipoteza, niekoniecznie odzwierciedlona w faktach). Co by było, gdyby to wersja Nowaka była tą prawdziwą? Okazuje się, że całość nabiera nieco sensu. Warto zauważyć, że Łapiński deklarował, że już wcześniej chciał wypuścić na rynek czasopismo o grach – było to jego marzenie, jedno z wielu po zorganizowaniu Pixel Heaven. Z jakimi trudnościami musiałby się borykać? Przede wszystkim – brak funduszy na start, gdyż wydawanie magazynu w wersji papierowej do tanich nie należy. Co więcej, musiałby wykreować markę, a to wymaga również bardzo drogiej promocji. W takich okolicznościach Pegaz spadłby wręcz z nieba – nie tylko jest kojarzony przez starszych graczy, ale posiada najbardziej chyba kultową markę na rynku gamingowych czasopism – Secret Service. Teoretyzujmy dalej. Pegaz zjawia się z tytułem, jednak, jako że jest z nią mocno związany (w końcu budował ją od podstaw jeszcze z Marcinem Przasnyskim), chce mieć kontrolę nad tym, co jest z Secret Service robione. Stąd umowa, która daje mu prawo decyzji co do layoutu chociażby, tak jak i blokowania wydawania magazynu. Przychodzi czas na rozpoczęcie prac nad pierwszym numerem. Łapusz bardzo ciśnie, by był to taki polski odpowiednik Retro Gamera – w końcu retro to jego konik. W jego wizji Secret Service ma być tylko marką, która sprzeda nową ideę, niczym więcej. Nowak z kolei nie chce się na to zgodzić – chce reaktywować magazyn takim, jakim był za dawnych lat, kontynuując tradycję. Stąd to całe odrzucanie kolejnych propozycji layoutu i wchodzenie w kompetencje (najpewniej redaktorskie) innych osób. Pegaz widzi, co się święci, stara się jednak przemycić jak najwięcej nawiązań do starych czasów (dlatego też okładka, dlatego KGB, stąd Supery). Wizja zaczyna się rozjeżdżać, bo staje się jasne, że obaj panowie zupełnie inaczej postrzegają reaktywację. W pewnym momencie Idea Ahead wypowiada umowę, wiedząc, że są dwie opcje: w wersji optymistycznej podpiszą nową, zyskując pełną kontrolę nad magazynem, sprowadzając Pegaza do roli dawcy licencji. W wersji pesymistycznej zostaną się z kasą od części wspierających (domyślają się pewnie, że część będą musieli zwrócić), sporym szumem medialnym, no i zyskami z pierwszych dwóch wydań Secret Service. Tak czy inaczej – będzie nieźle, a w najgorszym razie, jeśli kasa przestanie się zgadzać, zwiną interes. Pegaz, wiedząc, że może zostać z niczym, proponuje odsprzedaż marki, by choć tyle ugrać. Idea Ahead się na to nie godzi, woląc rebranding niż konieczność zapłaty za licencję (w końcu rozgłos już mają, więc dalsza kontynuacja wydawania pod szyldem Secreta nie jest im potrzebna). Tym sposobem dochodzimy do dnia dzisiejszego, w którym Bronwald (firma, której współwłaścicielem jest Nowak) ma prawa do marki, z kolei Idea Ahead posiada pieniądze od wspierających, zyski z pierwszych dwóch numerów i odpowiedni rozgłos, by wystartować z nowym magazynem. Oczywiście, zaznaczmy ponownie – jest to jedynie hipotetyczna, przykładowa wersja wydarzeń. Tego, jak było naprawdę, najpewniej nie dowiemy się nigdy (podobnie zresztą, jak wciąż do końca nie jest jasne, jak „zmarł” pierwszy, stary Secret Service).
Co delej?
Ano właśnie, co kryje przyszłość? Przeanalizujmy sytuację, zaczynając od magazynu PIXEL. Wbrew pozorom, ich sytuacja nie jest taka zła. Wprawdzie część czytelników odwróciła się od wydawcy, zarzucając mu oszustwo, jednak jest spora grupa, która wciąż deklaruje swoje poparcie. Co więcej, wszyscy wspierający otrzymają pierwszy numer za darmo (papierowy lub cyfrowy, zależnie od wcześniejszych wpłat), co jest genialnym posunięciem, gdyż pozwoli zbudować markę na bazie już posiadanej listy danych osobowych. Problem może natomiast stanowić grupa docelowa. Wiele osób zarzucało reaktywowanemu Secretowi, że jest zbyt mocno skupiony na retro, że teksty są zbyt płytkie, a większość z omawianych tam tematów można spokojnie znaleźć w internecie. Dopóki magazyn istniał pod nazwą Secret Service, działała siła przyzwyczajenia i nostalgii, teraz jednak jedynym, co może przyciągnąć czytelnika, jest jakość tekstów. Biorąc jednak pod uwagę, że zostaje stara ekipa, można mieć wątpliwości, czy bez wsparcia kultowej marki znajdzie się wystarczająca grupa, by PIXEL kupować stale, przy poziomie materiałów prezentowanych przez tę redakcję.
Zastanawia też, w którą stronę pójdzie PIXEL. Wydawca zapowiedział daleko idące zmiany, jednak nie określił ich kierunku. Czy magazyn podryfuje w stronę bliższą Łapuszowi, czyli retro? A może skupi się na nowościach, stare gry spychając do kilkustronicowego kącika tematycznego? Decyzja ta może zaważyć na przyszłości czasopisma, gdyż przy pierwszej opcji istnieje ryzyko, że w Polsce nie znajdzie się wystarczająco wielu fanów oldschoolu, z kolei przy opcji drugiej PIXEL wejdzie w bezpośrednią konkurencję ze znacznie większymi i lepiej umocowanymi na rynku CD-Action i PSX Extreme. W wersji mobilnej z kolei konkurował będzie z wydawanym co miesiąc, obszernym, stawiającym na publicystykę, a przy tym darmowym magazynem Gamer. Może się więc okazać, że w obu przypadkach brak wsparcia znanej i kultowej wręcz marki stanie się gwoździem do trumny PIXELa.
Pozostaje jednak podstawowe pytanie: co z Secret Service? Tutaj istnieją trzy opcje. Pierwsza, najbardziej prawdopodobna, jest taka, że czerwony magazyn z błyskawicą na kolejne lata (albo i na zawsze) zniknie z kart historii, pozostawiając po sobie żal po tragicznej reaktywacji i miłe wspomnienia z „dawnych lat”. Są jednak dwie inne opcje – albo Pegaz zmieni zdanie i sam pociągnie magazyn, zmieniając jego formułę, albo ktoś wykupi prawa do marki i zrobi to za niego. Choć wygląda to na samobójczy krok, biorąc pod uwagę ostatnie zaszłości, wcale nie musi takie być. Sprawa Secreta jest teraz głośna i szeroko komentowana, a zainteresowanie mediów pozwoliłoby zminimalizować nakłady na promocję. Co jednak więcej, spora część czytelników była zawiedziona tym, że magazyn ani nie przedstawiał sobą zupełnie nowej, innowacyjnej jakości, ani też nie odwoływał się wystarczająco do swojego poprzednika. Możliwe, że wejście na rynek z „prawdziwą” reaktywacją Secret Service (i takie też pozycjonowanie go na rynku) mogłoby wzbudzić duże zainteresowanie i przyczynić się do sukcesu tego typu inicjatywy. Na zasadzie: „Wiemy, że tamta reaktywacja to była pomyłka. Robili to ludzie, którym nie zależało na należytym potraktowaniu marki. My kochamy starego Secreta i teraz zrobimy to tak, jak powinno być od początku”.
Tak czy owak, przyszłość zapowiada się interesująco. W najgorszym wypadku Secret Service znów zostanie zapomniany, a PIXEL okaże się mierny, przez co szybko upadnie. Zostaniemy się wtedy z dawnym status quo, w którym na rynku czasopism drukowanych niepodzielnie króluje CD-Action i PSX Extreme. W najlepszym wypadku zaś możemy doczekać się nowego, ciekawego gracza w branży, a nawet dwóch, jeśli ktoś złapie byka za rogi i pociągnie temat Secret Service dalej. Nie ma tego złego, jak to mówią.