Sezon premier flagowych smartfonów w tym roku ujrzał już linię mety. To jednak nie koniec napływu nowej technologii mobilnej. Przełom wrzesień-grudzień to moment, w którym producenci wypuszczają na rynek urządzenia z jeszcze wyższej półki, czyli tzw. superflagowce. W moje ręce wpadł jeden z reprezentantów tej grupy, czyli Samsung Galaxy Note 8. Czy naprawdę jest on warty 4500 złotych?
Superflagowy design (?)
Pierwszy rzut okiem na Note 8 mówi nam wiele – Samsung nie zmienił zbyt wiele w kwestii designu od czasu Galaxy S8. Obydwa modele rozróżniają dosłownie niewielkie zmiany, które dotyczą kształtu obu urządzeń. Najnowszy Note nie jest specjalnie obły i ma raczej sztywne, mocno prostokątne wykończenie. Jakby nie patrzeć smartfon przypomina w ten sposób najzwyklejszy w świecie notatnik, po którym zresztą odziedziczył swoją nazwę.
Cała reszta pozostała już taka sama. Znowu mamy do czynienia z zaokrąglanymi bokami oraz moim ukochanym Infinite Display. Nadal ma się wrażenie trzymania gołego ekranu, który płynnie rozlewa się po powierzchni szkła. Nie powinno zatem nikogo specjalnie zdziwić, jeśli powiem, iż Note 8 prezentuje się równie obłędnie co S8. Nieznaczne różnice w designie niektórym się spodobają, innym nie, ale mam wrażenie, że najnowsze dzieło Samsunga nadal ma umiejętność hipnotyzowania wyglądem. Każda osoba, której pokazałem to urządzenie, była pod ogromnym wrażeniem. Sam też uważam, iż Koreańczycy znacząco wyprzedzili konkurencję (przynajmniej na dzień dzisiejszy), a zwłaszcza nadchodzącego iPhone X. Ten wygląda przy Note 8 jak sprzęt z poprzedniej epoki.
Hipnotyzujący ekran
Nowy „superflagowiec” w głównej mierze zawdzięcza swój styl ogromnemu wyświetlaczowi. Mamy tu bowiem do czynienia z 6,3-calowym ekranem wykonanym w technologii Super AMOLED. Ma on rozdzielczość 2960 na 1440 pikseli, co daje nam zagęszczenie na poziomie 521 ppi. Nadal zachowane zostało ratio ekranu 18,5:9, co jest możliwe dzięki wykorzystaniu Infinite Display. Panel obsługuje też HDR10 i jak przystało na AMOLED jest możliwość korzystania z funkcji Always On Display.
Czy jest jakiś producent, który na dzień dzisiejszy robi lepsze ekrany niż Samsung? Szczerze w to wątpię. Kąty widzenia, kontrast oraz widoczność w pełnym słońcu jak zwykle stoją na najwyższym poziomie. Kolory, pomimo delikatnej cukierkowości, są naprawdę świetnie oddane – paleta barw jest bogata oraz nasycona, a co najważniejsze bardzo cieszą oko.
Infinite Display tylko dodatkowo eksponuje wszystkie mocne strony wyświetlacza w Galaxy Note 8. Czytanie tekstów oraz oglądanie różnego rodzaju filmików było czystą przyjemnością, za którą będę jeszcze długo tęsknił. Materiały filmowe wprost rozlewają się po ekranie, co budzi uczucie immersji. Długość ekranu pozytywnie wpływa też na lekturę – tekst świetnie wykorzystuje całą jego powierzchnię zarówno wzdłuż jak i wszerz. Note 8 to prawdziwy król, jeśli chodzi o konsumpcję multimediów i wątpię, czy zostanie on wkrótce zdetronizowany.
S Pen i Goliat
6,3 cala to jakby nie patrzeć 0,1 cala więcej niż było to w przypadku Galaxy S8 Plus, który i tak dla niektórych osób wydawał się ogromny. Najbardziej boli tu ustawienie czytnika linii papilarnych. Ten jest bowiem położony zdecydowanie za wysoko w stosunku do standardowej pozycji palców. Odblokowanie telefonu przy pomocy linii papilarnych wymaga zatem nieco gimnastyki, choć idzie się do tego przyzwyczaić. Sam choć posiadam małe dłonie, zbytnio nie narzekałem na ten mankament przy okazji S8 Plus i nie narzekam również w przypadku Note 8.
Nie miałem okazji postawić obu telefonów przy sobie, ale pomijając już odblokowywanie telefonu palcem, Note 8 świetnie leży w ręku. Powód? Edge Display nie jest tu tak rozciągnięty jak w przypadku S8, a w dodatku aluminiowa ramka po bokach ma teraz większą powierzchnię. Również nieco prostszy, prostokątny kształt wpływa na to, że smartfon przyjaźniej oraz pewniej leży w dłoni.
Jest to tym bardziej potrzebne, bo Note 8 nie jest urządzeniem, które codziennie będziemy obsługiwać jedną dłonią. Mój kciuk ani razu nie był w stanie wyciągnąć górnej belki systemu operacyjnego, a tym samym spojrzenie na powiadomienia wymagało ode mnie użycia dwóch rąk. Seria Note ma jednak uzasadnienie dla tak ogromnego ekranu. Jest nim mianowicie rysik S Pen, który wysuwamy poprzez naciśnięcie punktu na dole telefonu, tuż przy samym głośniku. Samo jego wyciągnięcie aktywuje małe, boczne menu, gdzie możemy wybrać jedną z szeregu bardzo ciekawych funkcji. Moimi faworytami okazały się być Tłumacz oraz Bixby Vision. Ten pierwszy element po zaznaczeniu rysikiem danego słowa, tłumaczył je na wskazany język. Z kolei Bixby Vision przy pomocy asystenta Bixby analizował dane pole i jeśli np. wykrył obrazek, to z automatu wyszukiwał na jego podstawie odpowiednie wyniki w wyszukiwarce.
S Pen nie tylko jednak wzbogaca smartfon o nowe funkcjonalności, ale też znacznie zwiększa komfort użytkowania. Przyznam szczerze, że tak często jak miałem ku temu dogodne warunki, starałem się korzystać z rysika nawet do prostego przeglądania sieci. Odpisywanie na wiadomości z klawiaturą Swipe było czystą formalnością. Nie musiałem już gimnastykować palców i większość rzeczy załatwiałem zaledwie kilkoma maźnięciami. Duża tu zasługa praktycznie nieodczuwalnego opóźnienia i wysokiej precyzji tego gadżetu. Warto też dodać, że S Pen wyczuwa poziom nacisku, co pozwala rysować odpowiednio cienkie czy grube kreski, co na pewno docenią bardziej utalentowane artystycznie osoby (czytaj – nie ja).
Nieznacznie większy demon prędkości
Superflagowce były do tej pory pionierami jeśli chodzi o pokazywanie światu najnowszych technologii. To one zwykle miały najmocniejsze układy, które wykraczały ponadto co dotychczas było dostępne na rynku. Czasy się jednak zmieniają i tak dzisiaj coraz ciężej wyciągnąć jest cokolwiek z krzemu, kiedy tranzystory osiągnęły już rozmiar 14 nanometrów. Czemu o tym wspominam? Cóż, Note 8 korzysta z tej samej jednostki co S8, czyli w przypadku Europy mówimy tu Exynosie 8895, wspomaganym przez układ graficzny Mali-G71 MP20. Tutaj dostajemy jednak w gratisie 2 GB RAM więcej niż w przypadku S8 i na tym cała różnica się kończy. Czuć lekki posmak goryczy, aczkolwiek Note 8 w zupełności radzi sobie ze wszystkimi zadaniami jakie zdołamy na niego zrzucić.
Achillesowa pięta
Czy coś również pozostawiło jakiś zawód? Tu zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się bateria, która jest mniejsza w stosunku do S8 Plus o 200 mAh. Mamy tu zatem do czynienia z akumulatorem o pojemności 3300 mAh, który musi napędzać nieznacznie większy ekran. Jest to w jakimś stopniu zrozumiałe, bo komora dla rysika musi mieć swoje miejsce, a Samsung boi się eksperymentów z bateriami od czasów klęski Note’a 7. Dlatego też dla bezpieczeństwa postanowił ubić największą zaletę tej serii, czyli żywotność energetyczną. Galaxy Note 8 miał u mnie ogromne problemy z przetrwaniem jednego dnia średniozaawansowanego użytkowania. Nie grałem za dużo w gry, raczej sporo przesiadywałem w internecie i korzystałem z wszelakiej maści aplikacji. Zasilanie drenowało się jednak na moich oczach jak szalone. Dlatego też starałem się w miarę możliwości mieć przy sobie ładowarkę. Całe szczęście funkcja fast charging działa tu świetnie i tak jest ona w stanie naładować telefon do 40% w niecałe pół godziny. Wielokrotnie uratowała mi ona życie. Nie zawsze jednak będzie to możliwe, także wraz z zakupem Note 8 polecam zaopatrzyć się w powerbanka.
Podwójni fotograficzni agenci w akcji
Pozostała też kwestia aparatu… czy też raczej aparatów. Samsung wreszcie zainwestował przy okazji Note 8 w podwójne obiektywy. Zmiana ta nie powoduje jednak jakichś ogromnych różnic w kwestii korzystania z kamerki. Po prostu uzyskaliśmy dzięki niej 2 funkcje – live zoom oraz live focus. Ta pierwsza to nic innego jak zwykłe przybliżenie, druga zaś rozmywa tło względem wskazanego przez nas celu (aka tryb portretowy). Tak, to tyle.
Nie mniej jednak aparat w Note 8 można nazwać jednym z najlepszych na tym rynku. Zdjęcia robione przy jego pomocy wyglądają świetnie, nieco lepiej od S8, choć różnice są widoczne pod mikroskopem. Nadal za to są one żywe, ostre, bogate w szczegóły i mają świetnie oddane kolory. Efekt ten nie zanika również w nocy. Dzięki optycznej stabilizacji obrazu Note 8 oraz niskiej ogniskowej obiektywu smartfon świetnie poradzi sobie i w tych warunkach, co myślę powinno być zauważalne na załączonych obrazkach. Nie ma artefaktów, ani efektu kaszy, a łapanie ostrości było szybkie oraz nieskomplikowane. Samsung stanął na wysokości zadania, jeśli chodzi o fotografie.
Zresztą w przypadku filmików nie jest gorzej. Gdybym mógł, podpiąłbym do Note 8 statyw i zaczął biegać z nim, by kręcić różne vlogi czy inne materiały. Kamerki pozwalają na nagrywanie maksymalnie w 4K. Bez problemu łapią ostrość… i w sumie nie mam się czego szczególnie w ich przypadku przyczepić.
Brać czy nie brać?
Samsung Galaxy Note 8 to telefon podobnie jak S8 bliski ideałowi. Ciężko cokolwiek mu zarzucić… poza potężną ceną oraz niewielką różnicą względem S8 Plus. Dostajemy tu bowiem mniejszą baterię, S Pen, podwójne obiektywy aparatu oraz 2 GB RAM więcej. Czy to wystarczy Wam, żeby uzasadnić wydatek rzędu ponad 4000 złotych? Jeśli uważacie, iż nie potrzebujecie tych elementów, możecie śmiało brać S8 lub S8 Plus.
Nie mniej jednak Note 8 to genialny smarton, który jestem w stanie zarekomendować każdej osobie z zasobnym portfelem, lubiącej też duże ekrany. Myślę, że Samsung tą premierą zatrze „bombowe” wrażenia po Note 7.