Energia odnawialna, to przyszłość. Drony to przyszłość. Co więc wyjdzie z połączenia drona z panelami słonecznymi, które są jedynym źródłem energii dla elektrycznych silników?
No, z naszej perspektywy coś pokracznego i niezbyt stabilnego, co zdmuchnie pierwszy podmuch wiatru, ale dla tych studentów to coś, nad czym pracowali od kilku lat. Wprawdzie podobny dron ich autorstwa zadebiutował jakość w 2013 roku, ale tamten bazował na tradycyjnej baterii. Oczywiście ładowanej przez dołączone panele słoneczne, ale nadal baterii. Najnowszy projekt czterech studentów uniwersytetu NUS w Singapurze bazuje z kolei wyłącznie na energii dostarczanej z niebios. Nie posiada na pokładzie nawet jednego małego akumulatorka, czy baterii ładowanej przez wspomniane panele! Uzyskiwana za pomocą 148 paneli o łącznej powierzchni 4 metrów kwadratowych energia jest transportowana bezpośrednio do czterech silników.
Całość waży 2,6 kg i jest całkiem spora. Wydawać by się mogło, że jest to coś całkowicie rewolucyjnego, ale ze względu na powierzchnie, wiatr oddziałuje na tego drona z okropną siłą. Brak zapasowej baterii (wiecie, takiej awaryjnej), która przydałaby się w momencie np. wlecenia w cień albo nagłego zachmurzenia również wydaje się absurdalnym pomysłem. Jego zastosowanie rzeczywiście mogłoby być duże (np. fotografia lub kinematografia), ale do tego jeszcze długa droga. Zresztą, jeśli myślicie, że te panele słoneczne są w stanie zapewnić odpowiednią moc, to rzućcie okiem na nieregularną pracę silników na powyższym materiale. Jeśli te nieregularności są spowodowane przymusem utrzymywania toru lotu, to czapki z głów. Jednak ogólna stabilność tego nie zapowiada.