Chociaż powiedzenie, że coś do wszystkiego jest do niczego, często się sprawdza, to nie powiedziałbym tego w przypadku smartfonów ze średniej półki. Skąd takie przekonanie? Tylko i wyłącznie z racji obcowania z Moto G8 Power Lite.
Pierwsze chwile Moto G8 Power Lite
Początki zabawy z smartfonem Moto G8 Power Lite nie różnią się specjalnie od początków z innym modelem. Spoglądając do tradycyjnego pudełka odnajdziemy papierologię, kluczyk do tacki, ładowarkę 10 W, przewód microUSB oraz fenomenalny dodatek w postaci silikonowego euti, które i tak większość użytkowników musiałaby zakupić. Zawsze cenię za to Motorole i tylko czekam aż do zestawu zacznie jeszcze dorzucać szkło hartowane.
Kiedy już położymy swoje łapki na tym, co najważniejsze, a więc samym smartfonie, z miejsca zaskoczy nas jego wielkość. Co jak co, ale ważąca około 200 gramów bryła (to niewiele) o wymiarach 164,94 x 75,76 x 9,2 mm sugeruje coś nieco droższego. Zwłaszcza że ten rozmiar gości pokrywający 87% powierzchni 6,5-calowy ekran HD+ o proporcji 20:9 z 269 pikselami na cal.
Jak sam wyświetlacz sprawdza się w praktyce? Pomijając jego zadowalającą wielkość, na której można zjadać kolejne odcinki seriali, zapewnia wszystko to, co najważniejsze z panelu IPS. Mowa o dobrych kątach widzenia, przyzwoitej jasności, która nieco daje ciała w pełnym słońcu, kolorach, na które nie będzie narzekał żaden przeciętny zjadacz chleba i… niestety tylko przeciętnej szczegółowości. Jak na 6,5-calowy ekran rozdzielczość HD+ po prostu daje o sobie się we znaki, o ile ma się do porównania model o wyższej rozdzielczości. Jest fajnie, nawet bardzo, ale po prostu czasem brakuje tej ostrości.
Pod kątem samego wykonania cena Moto G8 Power Lite daje się we znaki, bo na przodzie zabrakło szkła ochronnego typu Gorilla, a na pleckach i ramce postawiono na tworzywo sztuczne. W moim wypadku w grę wchodzi wydanie Royal Blue, czyli granatowe i niezmiernie cieszę się, że dołączone etui pozwala ukryć ten plastik. Plastik, na którym znalazło się wiele dobrego, bo aż trzy obiektywy w odseparowanych modułach z lampą błyskową, czytnik linii papilarnych na odpowiedniej wysokości z logiem Moto oraz głośnik mono w lewym dolnym rogu.
Idąc dalej w kwestie fizyczne na dolnej krawędzi znalazł się mikrofon i port microUSB, na prawej dobrze działający zestaw dwóch przycisków, na lewej trzyslotowa tacka z opcją dwóch kart nanoSIM i jednej microSD i wreszcie na samej górze wejście jack 3,5 mm. Warto też wspomnieć, że na przodzie Motorola ładnie poradziła sobie z czarnymi belkami, a na tej górnej umieściła aparat przedni w „łezce” oraz głośnik do rozmów telefonicznych tuż nad nim.
Niby trzy, a wolałbym porządny jeden
Jako że we wrażeniach z użytkowania zawrę wszystko to, co najważniejsze, od razu rozwiążemy kwestię tego, czy zabawimy się w dobrych fotografów z Moto G8 Power Lite. W skrócie? Nie. Nawet pomimo tego, że same w sobie moduły wyglądają obiecująco z 16 Mpx szerokokątnym obiektywem f/2,0, 2 Mpx do makro z f/2,4 oraz prostym 2 Mpx czujnikiem głębi. To zestaw na tylnym panelu, bo na przodzie znalazł się szerokokątny obiektyw 8 Mpx f/2,0.
I jeszcze zdjęcia nocne, ale nie liczcie, że w G8 Power Lite znajdziecie tryb nocny. Te refleksy to nie zabrudzony obiektyw – to naturalna reakcja aparatu na ostre światło.
Mam wrażenie, że komentarz co do jakości materiałów jest tutaj zbędny, bo w skrócie – to poziom przeciętny zarówno pod kątem zdjęć, jak i filmów. No, można go nazwać dobrym, kiedy światło jest prawie idealne. Okropne przepalanie nieba, kolory jakby przygaszone, szczegółowości, jak na lekarstwo. Tak więc, do uwiecznienia wspomnień, jak najbardziej, ale do flexowania się na Instagramie, czy Facebooku już niespecjalnie.
Poniżej z kolei zobaczycie, jak prezentują się ustawienia, w których możemy wybrać maksymalnie 16 Mpx zdjęcie w formacie 4:3 i film w Full HD oraz 30 FPS. Pod kątem oprogramowania jest słabo, bo możemy liczyć tylko na tryb HDR, portret i panoramę, a o zwolnionym tempie i innych wodotryskach już nie. Nie jest to jednak problem, a sprowadzenie wszystkiego do tego, co najważniejsze.
Jak to z Moto G8 Power Lite jest
Trzeba powiedzieć to wprost – w tym modelu najważniejszy jest duży ekran, a przede wszystkim wytrzymała bateria. Stąd właśnie 6,5-calowy wyświetlacz oraz aż 5000 mAh ogniwo, które w domniemaniu ma wytrzymywać trzy dni bez ładowania. Jednak ciągle mowa o smartfonie w cenie 800 złotych, więc to oczywiste, że Motorola gdzieś musiała zaoszczędzić.
Wiemy już, że miało to miejsce w przypadku wykonania oraz aparatów, ale niestety na tym się nie kończy, co potwierdza ogólne działanie smartfona. Napędzają go 4 GB pamięci RAM, 12nm układ Mediatek MT6765 Helios P35 z ośmioma rdzeniami Cortex A53 i procesorem graficznym PowerVR GE8320. Mówi Wam to coś? Jeśli nie, to z tych najważniejszych kwestii warto wspomnieć jeszcze o 64 GB pamięci wewnętrznej (około 15 GB jest już wykorzystanych) z możliwością rozszerzenia o 256 GB za sprawą karty microSD.
Niestety takie połączenie nie zapewnia wysokiej płynności w wielu aspektach – czy to podczas grania w średniozaawansowane gry, czy niestety nawet przy korzystaniu z Messengera i typowych aplikacji codziennego użytku. Da się wprawdzie z nich korzystać, ale nie uwolnicie się od zauważalnych ścinek i po prostu uczucia, że telefon jest nieco ślamazarny. Zaskoczył mnie z kolei brak aplikacji Moto, ale gesty są tutaj obecne – energiczne potrząsanie włącza latarkę, a obrócenie nadgarstkiem aparat.
Idąc dalej, pod kątem wyposażenia jest po prostu przyzwoicie. Nie zabrakło podstawy, a więc modułu Wi-Fi 802.11 b/g/n, ale tylko na 2,4 GHz paśmie, czy Bluetooth, ale w wersji 4.2. Poza tym możemy liczyć na akcelerometr i żyroskop, więc również mowa tutaj o pielęgnowaniu elementarności, choć w tym przypadku nie jest to pozytywne określenie. Czytnik linii papilarnych można z kolei ocenić mianem dobrego, bo reaguje znośnie szybko i tylko naprawdę brudny lub spocony palec położy go na kolana. Ubolewam jednak nad brakiem funkcji rozpoznawania twarzy.
Jeśli z kolei o baterię mowa, to jest cudownie, czyli tak, jak mogliśmy się spodziewać. 5000 mAh bateria nawet pomimo dużego ekranu rzeczywiście wytrzymuje do trzech dni tradycyjnego użytkowania i jakieś 8/9 godzin naprawdę solidnej eksploatacji z najjaśniejszym poziomem ekranu oraz szeregiem włączonych opcji i funkcji. Potwierdza to zarówno tradycyjny, jak i syntetyczny test:
Ładowanie tego 5000 mAh cacka zajmuje całe 2 godziny i 40 minut, jeśli dokonujemy tego od 1% naładowania. Nieco poniżej 30 minut wystarcza na dobicie do 20%, 66 minut zapewni połowę naładowania, a prawie dwie godziny już 80%. Nie jest to jednak smartfon, w którym szalenie szybkie ładowanie (rzędu 20 W) jest kluczowe.
Finalnie odniosłem wrażenie, że Motorola Moto G8 Power Lite jest modelem wręcz przeznaczonym do zjadaczy filmów na YouTube, czy Netfliksie przez połączenie dużego, dobrego wyświetlacza z pojemną baterią. Jeśli to właśnie o Was mowa, to jednak sugeruję wyposażyć się w dobre słuchawki, bo wbudowany w ten model głośnik mono na tyle nie tylko jest dziwnie umieszczony, ale też woła o pomstę do nieba przez swoją mierną jakość.
Motorola Moto G8 Power Lite wpadka, czy nie?
Jeśli pamiętacie wstęp tego testu odnośnie smartfonów ze średniej półki, to z pewnością pragniecie wyjaśnień. No cóż, nie bez powodu rynek dzieli się w przybliżeniu na ten niski, średni i wysoki, gdzie to ten drugi cieszy się największą popularnością w przypadku smartfonów. Ma to być złoty środek między ceną, a jakością i wydajnością, co w przypadku tak wszechstronnych urządzeń, jak smartfon, nabiera kluczowego znaczenia.
I tutaj wchodzi Motorola Moto G8 Power Lite za 799 złotych, która wyróżnia się w tej półce cenowej tylko i wyłącznie baterią. Solidną, bo 5000 mAh, a więc jakoś 66% bardziej pojemną, niż zwykle w tej półce cenowej. To właśnie ona jest tutaj kartą przetargową, bo budżet poszedł na nią, co pociągnęło za sobą praktycznie wszystko inne. Jeśli więc na niej Wam najbardziej zależy, to czemu nie? Ten model może być dla Was idealnym wyborem. W innym przypadku nie mógłbym go polecić w tej cenie.