Philips 50PUS7303 od dawna siedział mi w głowie jako obiekt kolejnego testu. Ten tani telewizor o 50 calowej przekątnej, całkiem mocnych bebechach i z trójstrefowym Ambilightem wydawał się idealnym kandydatem do dominacji nisko-średniej półki. Telewizorem, który wstawia się do salonu i ogląda głównie telewizję, od czasu do czasu posiłkując się Netflixem, Chromecastem i Spotify.
Wiecie, taki TV dla niezbyt wymagającej rodziny, która ceni sobie smart życie i ułatwienia dzisiejszej technologii, a która ostatni wyświetlacz kupowała grubo ponad 10 lat temu, kiedy standardem wciąż był obraz w 720p, premium stanowiło FullHD, a zaledwie 3-4 kanały oferowały zawrotną jakość HD.
Design PHILIPS 50PUS7303
Philips zdaje sobie sprawę, że to właśnie tego typu telewizorów sprzedaje się naprawdę sporo, dlatego w lutym 2018 roku do obrotu trafiły modele sygnowane numerami 7303 w wersji 43” [kosztujący obecnie zaledwie 1800 PLN], 50” [2100 PLN], 55” [2599 PLN] i 65” [3800 PLN].
Cienka ramka, rewelacyjny Ambilight [jestem oczarowany!] i system Android 8.0, który pozwala na pewien stopień konfiguracji aplikacji pod swoje “widzimisię”. Jako, że w tym samym czasie konfiguruję sobie dysk sieciowy, dorzuciłem do TV aplikację PLEX – serwer znalazł od razu i bez potrzeby uruchamiania komputera mogłem przeglądać na Philipsie zawartość dysku. Całość zajęła mi jakieś 4-5 minut – prostota, wygoda, bajka.
Podstawka jest solidna, choć gdyby zajmowała mniej miejsca i nieco wyżej pozycjonowała telewizor, nie miałbym nic przeciwko. W tej chwili soundbar ładnie zmieścił się pomiędzy dolną częścią podstawy, a ramką telewizora, ale gdyby był choć odrobinę większy, mógłby być z tym problem.
Ambilight w PHILIPS 50PUS7303
Ambilight bardzo długo traktowałem bardziej jako ciekawostkę, niż jako funkcję, z której chciałbym korzystać. Może dlatego, że nigdy nie miałem telewizora, który rozświetlał ściany zgodnie z aktualnie odgrywaną sceną. Jak się okazuje, nie taki diabeł straszny. Konfiguracja to głównie podanie koloru ściany, która znajduje się za telewizorem – wszystko po to, by dostosować kolor, który zaczną wyświetlać diody wychodzące z tylnej obudowy Philipsa.
Wybrałem, zgodnie z prawdą, lekki beż i muszę potwierdzić, że reprodukcja kolorów była bardzo wierna, choć czasami sensor gubił się który kolor wyświetlać. W ciemnych scenach, kiedy jedna krawędź była przyciemniona, zdarzało się, że czujnik oświetlał ścianę, np. na biało, bo przy tym marginesie, parę cm od krawędzi znajdowało się źródło światła.
Myślałem, że efekt Ambilight jest mocno przesadzony, ale można go sobie przyciemnić i zmniejszyć intensywność kolorów. Jasne – feeria barw na ścianie wygląda pięknie, ale bardziej wrażliwi, którzy oglądają materiały w całkowitej ciemności, by cieszyć się wiernym Ambilightem, mogą go trochę stonować, by nie męczyć zbytnio wzroku.
Przypominam tutaj, że raczej nie powinno się oglądać telewizji nocą bez kontrastującego źródła światła, nawet delikatnego. Tutaj świetnie wpasowuje się właśnie ambilight, który nie tylko może służyć jako doświetlenie i jednocześnie optyczne wzmocnienie kontrastu na ekranie, ale nawet jako delikatna lampka, kiedy zdecydujemy się na lekkie, ciepłe światło doświetlające ścianę za urządzeniem.
Ambilight to też świetny temat zaczepny, kiedy odwiedzają Was goście, którzy również nie znali tego systemu. Na początku narzekają, ale później przyznają, że to rzeczywiście przydatna funkcja.
Teraz, kiedy sprawdziłem na własnej skórze wady i zalety tego rozwiązania, muszę przyznać, że powrót na urządzenia bez Ambilight, może okazać się ciężkim przeżyciem.
Pilot
Muszę przyznać, że pilotem byłem mocno rozczarowany. Konkurencja często szuka na tym polu usprawnień: redukuje liczbę przycisków, stawia na ergonomię i materiały premium i stara się zmniejszać rozmiar kontrolera, przez co nie musimy już trzymać brzydkiego kloca na stoliku kawowym.
Niestety Philips, oprócz dodania nowych przycisków do, tak naprawdę, większości funkcji telewizora, niechętnie idzie w innowację. Za jedną z nich można jednak uznać możliwość wydawania komend głosowych, co działa całkiem sprawnie. Owszem, możliwość odpalenia Netfliksa jednym przyciskiem lub sterowanie Ambilightem może być wygodne, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby pilot odchudzić, a te funkcje umieścić na froncie oprogramowania, które można by odpalać jednym przyciskiem.
Nie zmienia to jednak faktu, że dostajemy dwustronnego pilota – z jednej strony standardowego, jak w wielu TV, a z drugiej strony klawiaturę, która ułatwia m.in. wpisywanie haseł i wyszukiwanie materiałów w sieci.
Dźwięk z PHILIPS 50PUS7303
Wbudowane głośniki nie należą do najlepszych. Zaledwie 20 W RMS [2 x 10W], nawet wspomagane systemami DTS-HD Premium, DTS Studio i DTS TruSurround nie powalają głębią, wyraźnie czuć braki w niskich tonach [nawet po zabawie ustawieniami]. Jeśli popatrzymy na 7303 jak na telewizor do salonu, może to nie przeszkadzać aż tak bardzo – wystarczy że gra głośno i dźwięk prowadzących telewizję śniadaniową jest wyraźny.
Wystarczy jednak odpalić grę lub film akcji na blurayu i już widać braki w dynamice i niskich tonach. Aż prosi się, by gdziekolwiek umieścić większą membranę odpowiedzialną za np. odbijanie niskich tonów od ściany za TV – od razu można by zauważyć większą głębię dźwięku, a potrzeba dokupienia np. soundbara z subwooferem mogłaby być odłożona w czasie. W moim przypadku bardzo szybko wróciłem do swojego zestawu audio. Uważam jednak, że w tej cenie, nie można narzekać. Wyjście “zróbmy lepszą jakość wideo kosztem audio” jest dla mnie całkowicie zrozumiałe i, z dwojga złego, wolę pójście w tę stronę. Głośnik lub soundbar można łatwo dokupić i dołożyć, ale matrycy i procesora już niekoniecznie.
Obraz
Muszę pochwalić 7303 za obróbkę sygnału słabej jakości – do oglądania telewizji, po lekkich kalibracjach, nie można się do niczego przyczepić. W recenzjach konsumenckich w sklepach internetowych przeczytałem m.in., że niektórzy narzekają na poszarpane krawędzie i słabe przejścia tonalne. Mnie również ten problem spotkał, ale po konfiguracji i wyłączeniu niektórych usprawnień obrazu, efekt ustępował w stopniu, który stawał się już niezauważalny z odległości 1,5-2 metrów.
Na uwagę zasługuje tryb “Monitor”, bo to właśnie w tym trybie udało mi się uzyskać najlepszą jakość obrazu przy podłączonych urządzeniach HDMI. Nawet wracając do ustawień fabrycznych, bez żadnych innych modyfikacji obrazu, ten tryb wyglądał najbardziej naturalnie zarówno pod względem jasności, kontrastu i barw.
Pomimo bliźniaczych ustawień w innych trybach, smużenie ekranu i płynność obrazu pozostawała daleko w tyle za “Monitorem”. Może to specyfika mojego egzemplarza, jednak to właśnie w tym trybie najbardziej komfortowo oglądało mi się filmy z Netfliksa i odtwarzacza bluray.
Telewizor wspiera format 4K60 4:4:4 i 4K60 10-bit HDR. Również w połączeniu z konsolami nie ma mowy o nadmiernym inputlagu lub szarpaniu obrazu. Tryb gry włącza się automatycznie i redukuje niedogodności, na które można by narzekać w innych trybach ustawień telewizora.
Przed zakupem polecam dokładne sprawdzenie matrycy – użytkownicy raportują, że o ile w 43” wersji jest to IPS, to wyższe modele są już istną ruletką. Osobiście jestem zwolennikiem matryc VA nad IPS [w przypadku LED-ów, OLED to inna bajka], więc mógłbym być zły, jeśli pomimo zapewnień w sklepie, że w modelach 50” i 55” występuje VA, w moim kartonie czekałby egzemplarz ze srebrzącym IPS-em. Uważam, że tego typu informacje powinny się znajdować bezpośrednio na kartonach – teraz może być tak, że konkretne serie z konkretnych dat są albo na VA, albo na IPS. I weź tu bądź mądry. Prawda jest jednak brutalna, ja sobie mogę narzekać, a Kowalski oglądający głównie telewizję nawet nie zauważy różnicy.
Co w środku?
4K i HDR – wiadomo. Procesor P5, który odpowiada za optymalizację obrazu, ostrości, kontrastu i barw oraz przetwarzanie słabszego sygnału analogowego lub takiego w SD do HD. Wbudowany Asystent Google’a i Chromecast + opcja sterowania poprzez Alexę [z Sonosem Beam i Sonosem One działa jak marzenie].
Dodajmy do tego świetną klasę energetyczną i dedykowany przycisk Netflix, co oznacza, że wielogodzinne maratony z nowymi serialami wcale nie odbiją się tak mocno na rachunku za prąd. A uwierzcie mi, w ostatnich czasach takie maratony zdarzają mi się coraz częściej.
Wszystkie powyższe cechy ładnie pokrywają się z modelem rodziny, która szuka telewizora z nisko-średniej półki, a którą ładnie opisaliśmy już w pierwszym akapicie. Rodzina Kowalskich będzie z 7303 bardzo zadowolona, a jeśli przyjdzie nam podłączyć do Philipsa komputer lub urządzenia przez HDMI, nie ma mowy o zniekształceniach obrazu.
Muszę jednak ponarzekać na system łączenia urządzeń HDMI i wspólne sterowanie za pomocą pilota od telewizora. Zdarzyło się, że po utracie zasilania, w środku nocy, telewizor odpalał się, a wraz z nim dekoder TV, przez co o mało nie dostałem zawału. Ostatecznie wyłączyłem tę opcję – wolałem się nie stresować, że nagle Philips włączy się i urządzi mi małą dyskotekę, szczególnie kiedy nocowałbym poza domem.
Podsumowanie
Philips 50PUS7303 to dobry telewizor średniej klasy do użytku domowego. Czysty i wyraźny obraz, nawet ten słabej jakości, technologia Ambilight i wygodna intergracja z aplikacjami internetowymi to dziś absolutne minimum. Philips robi to bardzo dobrze, szczególnie patrząc na cenę. Po pełną specyfikację techniczną, zapraszam na stronę producenta.