Minęło ok. 100 tysięcy lat od ostatniej erupcji superwulkanu Long Valley. Obecnie znajduje się on w formie kaldery, czyli zapadniętego obszaru, jednak najnowsze badania wykazały, iż pod jej powierzchnią znajdują się spore ilości magmy.
Formacja powstała ponad 760 tysięcy lat temu, kiedy doszło do potężnej erupcji wulkanu, która trwała sześć dni. W tym czasie wydostająca się z kraterów lawa przepłynęła ok. 50 kilometrów, transportując wulkaniczny popiół aż do stanu Nebraska. Po zapadnięciu się komory magmowej powstała dolina Long Valley ze wspomnianą już kalderą. Na szczęście przez ostatnich 100 tysięcy lat wulkan pozostawał uśpiony, choć raz na jakiś czas dawał o sobie znać. Wzmożona aktywność miała miejsce w ciągu poprzednich czterech dekad, a naukowcy poznali właśnie powód tego zjawiska.
Obecnie kaldera ma długość ok. 32 kilometrów, a od 1978 roku jej wysokość stale rośnie. Zdaniem badaczy za taki stan rzeczy jest odpowiedzialne wydzielanie dużych ilości magmy. Jednocześnie uspokajają oni, że wulkan wydaje się dość stabilny i w najbliższych latach nie powinno dojść do erupcji. Z obliczeń wynika, iż w zbiorniku znajduje się ponad 1000 kilometrów sześciennych magmy, ale tylko 27% jest w stanie płynnym. Aby doszło do erupcji, procent ten musiałby znacznie wzrosnąć i wynieść ok. 50%.
Z drugiej strony naukowcy sami przyznają, że nie mają pewności co do braku zagrożenia. Ich zdaniem niewielkie erupcje są możliwe, ale szansa na katastrofę na ogromną skalę jest bardzo niska. Najprawdopodobniej wulkan powoli umiera, a zastygająca lawa powoduje wypychanie jej płynnej formy ku górze. Niestety zupełnie inaczej wygląda sytuacja w kontekście kaldery Yellowstone. Zawiera ona dziesięciokrotnie więcej magmy, a do erupcji może dojść jeszcze w tym stuleciu.
[Źródło: gizmodo.com; grafika: Wikimedia; A. F. Flinders]