Przez długi czas naukowcy zapewniali, że SARS-CoV-2 jest stosunkowo „spokojny”, jeśli chodzi o ewentualne mutacje. Potwierdzeniem tej teorii miały być porównania szczepów obecnych w Wuhan oraz Stanach Zjednoczonych, między którymi było od 4 do 10 różnic genetycznych.
Problem w tym, że najnowsze doniesienia z Chin są mniej optymistyczne. Jedno z tamtejszych ognisk pandemii, znajdujące się na północnym wschodzie, znacząco różnie się od tych, z którymi lekarze mieli do czynienia jeszcze kilka miesięcy temu.
Qiu Haibo stwierdził w jednym z wywiadów, że pacjenci w prowincjach Jilin i Heilongjiang zmagają się z objawami COVID-19 przez dłuższy czas niż pierwsi pacjenci w Wuhan. Co więcej, testy na obecność wirusa dłużej dają u nich wynik negatywny, co dodatkowo utrudnia wykrywanie i izolowanie nosicieli.
Czytaj też: Ten lek działa na zasadzie podobnej do szczepionki i może zwalczyć koronawirusa
Jednocześnie eksperci z innych krajów próbują uspokajać opinię publiczną, twierdząc, że nie ma konkretnych dowodów na to, iż doszlo do znaczącej mutacji. Keiji Fukuda z Uniwersytetu w Hongkongu jest zdania, że doniesienia z Chin nie muszą mieć jednoznacznego związku z mutacją SARS-CoV-2. Większość zmian w strukturach genetycznych wirusów nie powoduje bowiem tak znaczących modyfikacji w ich funkcjonowaniu.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News