Reklama
aplikuj.pl

Wirtualna (nie)rzeczywistość z PS VR

Ja nigdy w nic nie gram. Tak, dokładnie to chciałam powiedzieć. I to na samym początku, żeby była jasność, że nieprzeparta chęć założenia gogli PS VR od SONY była dla mnie niezrozumiała, a dla mojej większej połowy, zapalonego Gracza, była zupełnym zaskoczeniem.

Odkąd pierwszy raz słyszę, że mogę doświadczyć na własnej skórze, a raczej własnej głowie, wirtualnej rzeczywistości, ciekawość nie daje mi spokoju. Zadzwoniłam do mojego 12 letniego bratanka, że koniecznie musi przyjechać do Warszawy, bo mamy zaproszenie od Sony i będziemy testować gogle VR przed ich premierą na rynku. I oto jedziemy windą na dwudzieste któreś piętro wieżowca, do apartamentu Sony, my i 12-letni Karol – nasz oficjalny Pretekst, żeby tu być;)

img_20161012_232857_resized


Na miejscu witają nas miło przedstawiciele firmy, służą radą co do obsługi gogli oraz doboru gier. Na pierwszy ogień idzie oczywiście Karol. Fajnie było obserwować, jak bez najmniejszych oporów zakłada gogle i świetnie sobie radzi ze wszystkim, zupełnie intuicyjnie – dla niego każda kolejna zabawka, wynalazek to po prostu coś ciekawego „do ogarnięcia”. Ograł wszystkie gierki, które były odpowiednie dla dzieci, robił sobie krótkie przerwy, żeby dać odpocząć oczom. Zastanawiałam się, czy będzie miał zawroty lub bóle głowy, ale nic mu nie było. Po prostu świetnie się bawił.

Mnie niestety nie przyszło to tak łatwo – gdy już miałam możliwość przejść do drugiej salki i założyć gogle na własną głowę, po prostu się „zacięłam”. No bo niby jak ja sobie poradzę w tej wirtualnej, growej rzeczywistości…

Ale poszłam! Słyszałam, że niektórzy „nie wytrzymują” emocji serwowanych przez technologię VR, byłam więc ciekawa, czy można utrzymać cały czas świadomość, że to „tylko” gra. Nie, nie da się :) Od pierwszej chwili to mnie wciągnęło i porwało w zupełnie nowy wymiar doznań. Miałam nawet momentami problem z pamiętaniem o tym, że mam jeszcze ciało, które gdzieś tam sobie siedzi na kanapie. Oprócz gogli mamy oczywiście na uszach słuchawki, więc jesteśmy całkowicie odcięci.

Pierwsze wrażenia – przyjemne oszołomienie i w sumie…zachwyt. Oto w jednej sekundzie znajdujesz się w innym miejscu. Co najlepsze – wybranym przez siebie. Sama spróbowałam gierek, a ponieważ konsole podłączone były do TV, mogłam pooglądać również co dzieje się u innych. Ale jak się dowiedziałam, wystarczy konsola, kontrolery Move i kamerka. A to oznacza, że nie potrzebujemy żadnego monitora i dlatego możemy odpłynąć z VR na głowie siedząc na kanapie, a reszta świata może na tejże samej kanapie oglądać Netflix’a :)

img_20161012_232252


Ale największe wrażenie zrobiła na mnie jedna rzecz. Wsiadłam do klatki i wyruszyłam w podróż w głąb oceanu. Wokół mnie piękne obrazy, wielki żółw morski podpływający na wyciągnięcie ręki, świecące meduzy, rafy koralowe, a na dnie wielki wrak statku. Odlot. Myślę o tym, że gdybym w taki sposób miała doświadczać tych wszystkich „growych” przygód, to zacznę grać! Nie musieć patrzeć godzinami w monitor, ale dosłownie BYĆ w tych grach całym sobą. Nagle złapałam się na tym, że odruchowo oglądam z każdej strony klatkę, w której jestem, bo od strony wraku nadpływają rekiny… Chciałabym uciekać, tylko że gdy patrzę w dół, nie znajduję swoich stóp. Powtarzam sobie, że to tylko iluzja i próbuję przekonać sama siebie, że może i jestem na dnie oceanu ale ten wielki rekin, który po chwili szarpie i niszczy klatkę, wcale nie może mnie zjeść.

Szczerze…myślałam, że umrę ze strachu, musiałam zamknąć oczy, gdy rekin rozgryzł przód klatki, bo byłam pewna, że zaraz zacznę krzyczeć. Otworzyłam oczy, gdy wracałam już na powierzchnię i powiem Wam, że byłam w tym momencie pewna, że następne co chcę zobaczyć to gogle VR w moim domu! Niekoniecznie, żeby grać, ale jestem absolutnie pewna, że będzie to wspaniały sposób, żeby szybko i całkowicie oderwać się od rzeczywistości i zrelaksować się w dowolnie wybranym miejscu. Tak to właśnie postrzegam, VR to podróż w inne miejsce, wymiar, a nie tylko możliwość grania w innej technologii. Mam takie marzenie, wrócić wieczorem do domu, założyć gogle, położyć się w hamaku, obserwować płynące po niebie chmurki i słuchać szumu morza… nawet jeśli tam też coś będzie próbowało mnie zjeść ;) Mam nadzieję, że w ogóle będzie mi się chciało zdjąć to głowy.