To było niespodziewane. Nie sądziłem, że odnowiony Final Fantasy VII Remake tak bardzo mi się spodoba.
Final Fantasy VII wyszło prawie dwa lata po moich narodzinach. Nie mam z tym tytułem żadnych sentymentalnych wspomnień. Kompletnie czysta karta bez wystawionej opinii o grze, która jest już dla mnie zbyt archaiczna, aby chciało mi się przechodzić oryginał. Do tego nie przepadam za grami jRPG. Widzicie więc jak bardzo obojętnie, bez żadnych emocji wywołanych wspomnieniami podszedłem do dema Final Fantasy VII Remake. I wiecie co? Teraz już mam emocje związane z tą grą. Final Fantasy VII Remake? Wow.
To, co zagrałem jest naprawdę bardzo dobrą produkcją. Jeśli w momencie ogrywania oryginału z 1997 roku mieliście wystarczający wiek, aby pamiętać to i owo z rozgrywki i zastanawiacie się, czy to po prostu sentyment nie kieruje Wami przy odczuciach dotyczących gry to… NIE. Final Fantasy VII Remake jest tak genialną grą, że nie mogę się doczekać zagrania pełnej wersji.
Podoba mi się w tym demie chyba wszystko. Naprawdę, nie pamiętam kiedy ostatni raz ogrywałem coś tak „kompletnego”. Tutaj wszystko się zgadza. Każdy element do siebie pasuje. Mechaniki gry, oprawa, dialogi – cud, miód. To jest dla mnie szok jak kompletnie obojętny mi tytuł, który pewnie bym odpuścił gdyby nie to demo, sprawił mi masę zabawy. Prawie godzina rozgrywki zleciała jak 15 minut.
Square Enix wyjaśniało niedawno, iż chciało połączyć to co pokochali gracze 23 lata temu z nowymi elementami rozgrywki. Wyzwaniem było pogodzenie starych wyjadaczy z młodszymi pokoleniami graczy. Teraz przyznaję, udało się to jak cholera. Niezwykłe osiągnięcie.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mnie na kolana była oprawa graficzna. Ja nie wiedziałem, że moja ponad 6-letnia konsola jest w stanie generować taką grafikę. Wiadomo, tytuły ekskluzywne pokazywały równie imponujące osiągnięcia graficzne, ale tutaj mówimy o grze, która powstaje na wiele różnych sprzętów (gdzie trafi z rocznym opóźnieniem). Kiedy kończyła się cutscenka wprowadzająca byłem pewny, że zaraz nastąpi cięcie i wygaszenie ekranu, po którym włączy się gra z gorszą oprawą. Tak się jednak nie stało. Curscenka płynnie przeszła do gry, a ja patrzyłem z niedowierzaniem jak to wygląda. Przyznam, że nawet nie zwróciłem uwagi na to, że na zwykłym PS4 mamy wahającą się rozdzielczość od 900p do 1080p. Efekty cząsteczkowe, modele postacii czy sam świat gry wygląda po prostu jak milion dolarów.
Dalej. Fabuła. Tutaj miałem sporo obaw. O czym tak właściwie jest gra? Kim są bohaterowie? Czy zostanie to jakoś sprawnie wprowadzone? Udało się. Dialogi pomiędzy bohaterami powoli wprowadzają nas w świat gry zdradzając, co się dzieje i co robimy. Zrobiono to z taką łatwością, że już po 10 minutach wiedziałem mniej więcej, o co chodzi i teraz zastanawiam się, co będzie dalej? Spróbujcie mi tylko rzucać spoilerami w komentarzach.
Największe obawy miałem jednak z systemem walki. Walka w turach mnie usypia, a tutaj postawiono na pewną hybrydę, która umożliwia nam starcia z przeciwnikami rodem z lekko uproszczonego DMC oraz możliwość wydawania komend. Znów uważam, że wykonano ten element idealnie. Podczas krótszych pojedynków po prostu rzucamy się do ataku jak w grach akcji. Gdy jednak przeciwnik okazuje się być trochę silniejszy albo… kilka razy większy od nas to już musimy korzystać z rozdawania komend. Nie przeszkadzało mi to w żaden sposób i uważam, że całość bardziej przypomina aktywną pauzę niż turowe starcia.
Udźwiękowienie wypada tutaj najsłabiej. Znaczy, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Reszta to takie 9/10, a muzyka i inne dźwięki to 8/10. Więc też jest bardzo dobrze. Utwory pasują do klimatu, wybuchy rakiet czy cięcia mieczem mają odpowiednią „moc”. Nawet konsola jakoś wyjątkowo głośno nie wyje i pozwala grać bez słuchawek. Jestem zadowolony z tego co otrzymamy już wkrótce. Oby więcej takich gier.