Na dnie zatoki znajdują się dziesiątki ton niewybuchów i pojemników z gazem musztardowych. Wrzucono je tam po zakończeniu drugiej wojny światowej. Szczególne obawy budzi fakt, że bomby znajdują się w obszarach przemysłowej eksploatacji.
Można by powiedzieć, że sytuacja jest świetnie znana Polakom. Wszak do Morza Bałtyckiego również wrzucono ogromne ilości broni chemicznej, m.in. pojemników z iperytem, które po rozszczelnieniu mogą doprowadzić do katastrofy ekologicznej. Problem w tym, że nie ma dokładnych informacji na temat ilości odpadów wrzuconych do Bałyku. W przypadku Zatoki Meksykańskiej Amerykanie posiadają takowe.
Z raportów wynika, że w latach 1946-1970 do wód pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem wrzucono ponad 14 tysięcy ton bomb. Według dokumentacji liczba ta obejmuje głównie ładunki lotnicze o wadze 250, 500 i 1000 funtów. Poza tym mówi się też o minach przeciwpiechotnych i kilku rodzajach broni chemicznej, m.in. gazu musztardowego, służącego do zaburzania pracy układu oddechowego.
Prądy morskie i inne czynniki powodują, że nikt tak naprawdę nie wie, gdzie obecnie znajdują się ładunki. Część ekspertów jest przekonana, że są one w obszarach, w których przebywają pracownicy platform wiertniczych. Jest to grupa co najmniej 30 tysięcy ludzi. Co więcej, poławiacze krewetek już wielokrotnie znajdowali w swoich sieciach beczki z gazem musztardowym, dlatego widzimy, jak poważny jest problem.
Powadze sytuacji nadaje fakt, iż nie znamy lokalizacji odpadów, a przede wszystkim, nikt nie wie, w jaki sposób można by je bezpiecznie zutylizować. Wydaje się, że kilkadziesiąt lat temu wojsko pozbyło się problemu, który za jakiś czas powróci ze zdwojoną siłą.
[Źródło: popularmechanics.com; grafika: Texas A&M Today, thechronicle.com.au]