Ewolucja jest ogólnie przyjętym wyjaśnieniem tego, jak życie na Ziemi mogło się rozwinąć. Jest jednak jedna rzecz, której nie potrafi wyjaśnić ta teoria – w jaki sposób życie w ogóle się pojawiło. Dominująca hipoteza zakłada, że życie zaczęło się w oceanie, gdzie kominy hydrotermalne zapewniały odpowiednie reakcje chemiczne. Ale nowe badanie wykazało, że dawne oceany prawdopodobnie nie miały wystarczającej ilości azotu. Odpowiednie warunki mogły zapewniać innego rodzaju zbiorniki wodne – płytkie stawy.
Azot jest często uznawany za kluczowy element związany z pojawieniem się życia. Historia mówi, że gdy mieszały się tlenki azotu i prymitywne RNA, pojawiły się pierwsze aminokwasy, które następnie przekształciły się w proste organizmy. Uważa się, że te tlenki azotu spadły na powierzchnię po uderzeniach piorunów, które rozdzieliły wiązania azotu na poziomie atmosfery.
Czytaj też: Miliony lat temu doszło do wymierania życia w oceanach na skutek utraty tlenu
Z nowych badań wynika, iż tlenki azotu prawdopodobnie nie przetrwałyby wystarczająco długo, aby dotrzeć do głębinowych kominów hydrotermalnych i wpłynąć na powstanie życia. Zespół badawczy odkrył dwa uprzednio pominięte czynniki, które rozkładają tlenki azotu w wodzie: światło ultrafioletowe pochodzące ze Słońca i rozpuszczone żelazo ze skał.
Gdzie więc mogło zacząć się życie, jeśli nie w oceanach? Musiały to być płytsze zbiorniki, w których tlenek azotu osiągał wyższe stężenie. Zdaniem naukowców tego typu stawy musiały mieć od 10 do 100 cm głębokości, a ich powierzchnia wynosiła dziesiątki (lub więcej) metrów kwadratowych.
[Źródło: newatlas.com]
Czytaj też: Złoża węgla na dnach oceanów doprowadziły odo końca epoki lodowcowej?