Długo wyczekiwana premiera Diuny już za nami. Pomijając warstwę fabularną, można przeczytać dużo pozytywnych komentarzy na temat wizualnej realizacji tej produkcji. Jednak w tym wszystkim często zapomina się o czymś równie istotnym – o odgłosach które można było usłyszeć podczas seansu.
Theo Green i Mark Manginieg – to oni odpowiedzialni byli za projektowanie dźwięku w filmie Diuna
Mówiąc o dźwiękach w filmach, najczęściej nasuwa nam się na myśl ścieżka dźwiękowa. Tym razem jednak nie o to chodzi. Nie mówimy też o tym, że kwestie wypowiadane przez aktorów były dobrze słyszalne. Chodzi nam bowiem o coś bardziej subtelnego, a zarazem istotnego – dźwięki wydawane przez maszyny, które nie mają odpowiednika w naszym świecie, odgłosy burzy czy zwierząt. Tym właśnie zajmowali się Theo Green i Mark Manginieg.
Projektanci dźwięku współpracujący z Denisem Villeneuve mieli za zadanie dodać do filmu odgłosy wydawane przez rzeczy, których ani nigdy nie wiedzieli, ani też nie słyszeli. W wywiadzie dla serwisu Engadget opowiedzieli o swojej pracy.
Tak, jakbyś wyciągnął mikrofon i uchwycił dźwięki tak, jakby te rzeczy rzeczywiście istniały
– powiedział Mangini w wywiadzie dla Engadget
Obaj dźwiękowcy stanęli przed ogromnym wyzwaniem
Jednym z nich był z pewnością nadprzyrodzony głos Bene Gesserit. Tutaj konieczne było nagrywanie głosów aktorów wypowiadających kwestie na kilka różnych sposobów, a następnie odtworzenie ich przy pomocy subwoofera co pozwoliło na nagranie efektu końcowego. Ta technika nazywa się „worldizing”. Jednak by wzmocnić efekt wykorzystano też inną „sztuczkę” – gdy postać zaczyna używać wspomnianej techniki głosu, wszystkie inne dźwięki cichną.
Kolejnym wyzwaniem było projektowanie dźwięków ornitopterów, pojazdów latających, którymi przemieszczali się bohaterowie po Arrakis. Jak zauważają Green i Mangini, są one odpowiednikiem helikopterów w Diunie, jednak brzmią bardziej jak gigantyczne owady. Aby osiągnąć taki dźwiękowy efekt zmiksowano odgłos mruczenia wielkiego koda, trzepotania skrzydeł dużego chrząszcza i targanego wiatrem pasa służącego do mocowania namiotu. Odgłosy systemu napędowego to w rzeczywistości dźwięki nagrane w ulu, które odpowiednio zmodyfikowano.
Do Diuny zaprojektowano 3200 nowych dźwięków, z czego tylko trzy lub cztery były pochodnymi dźwięków elektronicznych lub syntetycznych. Pokazuje to jaki ogrom pracy włożono w te element filmu. Green i Mangini podkreślają w wywiadzie, jak istotny w tym wszystkim był realizm i dążenie do autentyczności, ale chyba przede wszystkim kreatywność i odnajdywanie odpowiednich odgłosów w naprawdę niecodzienny sposób. Świetnym przykładem tego jest dźwięk, jaki rozlega się gdy czerwie rozdziawiają swoją paszczę. Skąd się wziął? Twórcy zdradzają, że wszystko zaczęło się od… Manginiego „połykającego” mikrofon.
Jeśli seans Diuny jest już za Wami, to dajcie znać, czy zwróciliście uwagę na te niezwykłe dźwięki. A jeśli jeszcze nie byliście w kinie, to warto podczas oglądania przysłuchać się im bliżej.