W Nature Geoscience ukazał się artykuł poświęcony okolicznościom towarzyszącym matce wielkich wymierań, czyli wymieraniu permskiemu. Naukowcy twierdzą, że wydarzenia te były niezwykle… śmierdzące.
Wymieranie permskie miało miejsce mniej więcej 250 milionów lat temu. Zdaniem badaczy winowajcami były syberyjskie wulkany emitujące gazy cieplarniane, co przełożyło się na znaczny wzrost temperatur panujących na Ziemi. To z kolei doprowadziło do wyginięcia 80% wszystkich gatunków zamieszkujących morza i oceany oraz sporej części gatunków lądowych.
Czytaj też: Globalne ocieplenie czy ochłodzenie? Wymieranie ordowickie zagwozdką dla badaczy
Jak sugerują przedstawiciele UC Riverside, ówczesny wzrost temperatur sprawił, że metabolizm mikrobów przyspieszył. Jako że brakowało tlenu, to musiały one wykorzystywać siarczany. W efekcie zaczęły emitować siarkowodór, czyli gaz o zapachu zgniłych jaj. Poza wątpliwymi walorami zapachowymi, ma on również śmiercionośny wpływ na wiele gatunków zwierząt.
Wymieranie permskie jest czasami określane mianem matki wielkich wymierań
Jak wyjaśnia Dominik Hülse z UC Riverside, te toksyczne warunki początkowo nie panowały we wszystkich częściach oceanów, lecz zaczęły występować w ich głębszych warstwach. Kiedy temperatury wzrosły, toksyczne strefy się przesunęły i zaczęły sięgać wyżej, zatruwając ekosystemy zamieszkałe przez większość morskich organizmów.
Czytaj też: Masowe wymieranie na Ziemi mogło być wywołane czynnikiem, którego nie brano wcześniej pod uwagę
Co ciekawe, podobne warunki można znaleźć nawet obecnie, na przykład w kanale Dominguez, do którego w 2021 roku dostały się duże ilości etanolu. Ten uśmiercił większość tamtejszej roślinności, która zgniła i została zjedzona przez mikroby. Te ostatnie wyemitowały siarkowodór, co dało się we znaki tysiącom osób znajdujących się w pobliżu kanału. Pojawiły się u nich między innymi wymioty, biegunka, zawroty głowy, bezsenność i bóle głowy.