Reklama
aplikuj.pl

Recenzja gry God’s Trigger od polskiego studia One More Level

Recenzja gry God's Trigger od polskiego studia One More Level
Recenzja gry God's Trigger od polskiego studia One More Level

Już na samym początku warto zaznaczyć, że God’s Trigger jest produkcją polskiego studia One More Level, które przed premierą tej produkcji nie mogło się pochwalić specjalnie powalającymi produkcjami. Nie wspominam jednak o tym dlatego, że nie będę bronić ten tytuł, tworząc coraz to bardziej wymyślne wariacje powiedzenia „dobre, bo polskie”, a dlatego, że po prostu warto kojarzyć, jakie dokładnie gry pochodzą od naszych rodzimych producentów. Przecież nie tylko samym CD Projekt Red, Techlandem, Farm51 i 11 Bit Studios polski gracz żyje! Pytanie tylko, czy God’s Trigger może konkurować z takimi hitami, jak This War of Mine, Dying Light, Frostpunk i nadchodzącym Chernobylite? Oczywiście nie, choć wszystko rozbija się tutaj o budżet i sam fakt, do jakiego gatunku „to coś” się zalicza.

„Judy! Gdzie moje skrzydła” i „Harry! Szukają mnie”

Zapewne wielu z Was pomyśli, że zwiariowałem, próbując ocenić warstwę fabularną w God’s Trigger i że od niej zaczynam, ale wolę już na początku wspomnieć o największej wadzie tej produkcji. W teorii powinniśmy się cieszyć, bo przynajmniej mamy tam jakąś szczątkową historię, która przewija się pomiędzy misjami, ale jakoś nie przekonuje mnie wygnana diablica Judy i anioł Harry, którzy pomimo zupełnie przeciwstawnych natur, stają przez przypadek ramię w ramię w walce o powstrzymanie Czterech Jeźdźców i zażegnanie nadciągającej na Apokalipsy.

Sztampowość tego podejścia jeszcze bym przełknął, gdyby nie fakt, że tak naprawdę nie mamy wiele okazji na poznanie tej dwójki bohaterów, rozumienie ich motywów i nawet poznanie historii. Z czegoś takiego można było wycisnąć przynajmniej odrobinę ciekawą historię i to za pomocą kilku dodatkowych à la komiksowych wstawek. Choć muszę przyznać, że jakiś tam plot-twist można zaliczyć na plus. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy, czy ktokolwiek wybrałby taką produkcję, gdyby szukał wciągającej historii? A nawet jeśli to jej braki rekompensuje…

… miodna i wciągająca rozgrywka

God’s Trigger jest zdecydowanie jedną z tych gier, które można albo pokochać, albo znienawidzić. Nic pomiędzy i uwierzcie mi na słowo. To na wskroś przesiąknięty akcją tytuł, wymagający od gracza zręczności, choć w teorii trudno utrzymać dynamikę na tak wysokim poziomie, posługując się widokiem izometrycznym wzbogaconym o modele 3D. W tym przypadku dba o nią jednak zarówno dynamiczny sposób poruszania się postaci, oparty poniekąd o wykonywanie dashy/teleportów, jak i nowatorskie podejście do śmierci. Bilet do niej rozdajemy bowiem (w większości przypadków) wyłącznie jednym celnym trafieniem… i sami od tego jednego trafienia umieramy. Nie ważne, czy trafił nas jakiś minion świecznikiem, czy może olbrzym potraktował miotaczem ognia.

Na całe szczęście gra nie zamyka się wyłącznie w nieustającej akcji, bo same poziomy są podzielone poniekąd na pomieszczenia, w których wrogowie zareagują na nas dopiero wtedy, kiedy strzelimy w ścianę, otworzymy drzwi, czy wejdziemy w ich pole widzenia. Przed tym momentem mamy chwilę na rozeznanie się po lokacji (klawisz ctrl odblokowuje nam kamerę) i nawet zaznaczenie przeciwników za koszt punktów akcji, które poświęcamy za auto-aima. Ba! Nawet znalazło się miejsce na skrytobójstwa, egzekucje powalonych wrogów i oczywiście jedyny w swoim rodzaju, wspaniały, a przede wszystkim użyteczny bullet time!

Jak się zapewne domyślacie, w God’s Trigger umieramy często, ale nie jest to specjalnie uciążliwe, bo liczne checkpointy uwalniają nas od potrzeby powtarzania tych samych etapów poziomów, a ekran „po śmierci” tylko delikatnie wybija nas z rytmu, wymagając wciśnięcia jednego klawisza. Dzięki temu przez kolejne rozdziały przebijamy się z łatwością, a kolejne dziesiątki minut lecą i lecą.

Progres godny diabła

One More Level postarało się też o całkiem rozbudowany, choć nazbyt powtarzalny system rozwoju postaci, którego odwiedzamy za każdym razem przed rozpoczęciem misji. W nim ulepszamy możliwości obu postaci, modernizujemy ich specjalnie umiejętności i dobieramy permanentne perki. Cały proces jest szybki i nie wymaga od gracza przebijania się przez tony tekstu. Warto też dodać, że tak naprawdę najważniejsze ulepszenia dotyczą podstawowej broni (wielkiego miecza Harrego i czegoś w rodzaju harpuna na łańcuchu Jade) oraz kolejno wślizgu i teleportu. W grze znajdziemy oczywiście też inne bronie i to głównie bronie palne, które wypadają z wrogów, choć mają naprawdę ograniczone pokłady amunicji.

Jako że w trybie dla jednego gracza mamy do wyboru w czasie rzeczywistym to, czy chcemy grać Jude, czy Harrym zależy tak naprawdę od nas, choć często zmianę postaci wymusza na nas sama gra. Podoba mi się też to, że rozwijamy tych bohaterów osobno, choć wyłącznie przez zdobywanie poziomów, które odblokowują nam nowe perki i umiejętności. To z kolei jasne odwołanie i zachęcenie nas do zabawy z w lokalnej kooperacji (w przyszłości gra ma się doczekać sieciowego coopa).

Oprawa audiowizualna

Chociaż God’s Trigger nie oferuje górnolotnej grafiki, to przynajmniej można szanować twórców za to, że wybrali odrobinę nieoczywisty styl w przypadku samych lokacji i miła dla oka komiksowa kreska w ekranach ładowania, czy menu. Momentami niski poziom szczegółowości tekstur bije po oczach…

… choć niektóre lokacje są już nieco bardziej dopracowane:

Przeciętność widać też w wielu animacjach, którym brakuje często płynności, choć szczerze mówiąc, nie zwraca się na to takiej uwagi, gdy po prostu przedzieramy się przez poziom. Soundtrack również nie powala, bo tworzą go głównie dynamiczne utwory o łącznej długości około 40 minut. Pisząc jednak o tym, że „nie powala” mam na myśli to, że po pograniu kilku godzin po prostu nie zapadnie nam w pamięć żaden bit, choć w czasie rozgrywki na pewno nie jest irytujący. Co tu dużo mówić, to nie coś spod ręki Hansa Zimmera.

Diabeł tkwi w szczegółach

God’s Trigger ma w sobie wiele elementów, które zwyczajnie budują całą otoczkę pewnego rodzaju unikalności. Wiecie, to te mechaniki i dodatki, które normalnie przywołalibyście podczas przekonywania albo zniechęcania znajomego do danej produkcji. Tych negatywnych pstryczków w nos nie było jednak wiele i żaden z nich nie był specjalnie utrudniający rozgrywkę, bo sprowadzają się do delikatnie topornego sterowania, źle uaktywniających się czasami checkpointów i recyklingowi etapów podczas zabijania bossów. To ostatnie polega na tym, że zestawy ataków najtrudniejszych w teorii przeciwników są powielane z dodatkowym utrudnieniem (np. cztery, zamiast dwóch laserów, próbujących podpiec nam cztery litery). Jeśli więc nie idzie Wam z jednym z bossów, to czeka Was dosyć nużące, choć dla fanów gier souls-like’owych pożądane doświadczenie w powtarzaniu tego samego i próbie „zrozumienia” wroga.

To tyle, jeśli chodzi o te negatywne drobnostki. Jeśli z kolei chodzi o te pozytywne elementy, to zaliczymy do nich z pewnością sposób, w jaki twórcy zachęcają graczy do eksploracji. Dla wielu przystanie wyłącznie na skrzyniach ze specjalnymi perkami byłoby zapewne wystarczające, bo ten drugi rodzaj znajdziek wielu może uznać za delikatnie prymitywny. Mowa bowiem o stronach z magazynów Hellboya, które z Playboyem mają całkiem sporo wspólnego:

Szanuję jednak twórców za to, że nie wrzucili ich do gry tylko po to, aby „coś” było, bo postarali się o wytłumaczenie miłych dla oka zdjęć z udziałem realnych modelek. Nie martwcie się jednak – daleko im do pornografii. Każde z pięciu wydań połączyli bowiem tematycznie z głównym antagonistą, jakiemu stawiamy czoła w każdym z rozdziałów. Spodobał mi się też sposób, w jaki poukrywali je w lokacjach, bo w większości przypadków postawili na nieoczywiste miejsca na pierwszy rzut oka, które często wymagają od nas nieszablonowego myślenia.

Jaki więc God’s Trigger jest?

Muszę przyznać, że na tę produkcję trafiłem przez zupełny przypadek. Najpierw ten tytuł wpadł mi w ucho podczas… sam nie wiem czego. To jednak wystarczyło, abym się nim zainteresował, kiedy usłyszałem tytuł po raz kolejny w jednym z podcastów. Zwłaszcza że to nie gra, którą wielu się zainteresowało, co widać po ilości recenzji i ruchu społeczności na Steam. Swoją drogą, tylko na tym sklepie kupicie God’s Trigger na PC (za 49,99 zł), choć postarano się nawet o wersje na Xbox One (59,99 zł) i PlayStation 4 (63 zł), więc dla wydawcy (Techland Publishing) zwyczajnie należy się uznanie za ustalenie tak niskiej ceny.

Recenzując God’s Trigger dotarło do mnie (wcześniej trudniłem się głównie rozbudowanymi RPGami AAA), że jednak niezależne produkcje mają w sobie to coś. I „to coś” sprowadza się do grywalności, jaką oferują. One More Level poszło tutaj tradycyjnie, jak na takie projekty przystało, korzystając z wielu utartych ścieżek, które wydali w ciekawy sposób i dorzucili do nich odpowiednio dużą dawkę swoich pomysłów oraz rozwiązań z Hotline Miami.

Już za pięć dych gwarantujemy sobie jakieś osiem godzin świetnej  zabawy, o ile będziemy starać się wyciskać możliwie najwyższy wynik i przeszukiwać całą mapę. Czego ja nie omieszkałem nie uczynić z… recenzenckich względów, rzecz jasna…