Na torze można bawić się na tak wiele sposobów, że niespecjalnie powinien nas zadziwiać pomysł kanału Fifth Gear, który postawił na linii startowej w teorii identyczne, a w praktyce już niekoniecznie samochody BMW z linii M.
Czytaj też: Ford GT pierwszej generacji zdecydowanie przewyższa tego z drugiej swoją V8-ką
Mowa dokładnie o M5 i M6, które na całym rynku motoryzacji są poniekąd wyjątkowe. Wszystko przez to, że po 2000 roku BMW nie poszło ślepo za innymi producentami i nie zaczęło stosować na potęgę sprężarek, czy turbo, stawiając po prostu na sprawdzoną wysokoobrotową i wolnossącą V10. Te również znalazły się we wspomnianych modelach, które współdzielą nie tylko silniki, ale też cały układ napędowy.
W bratobójczym pojedynku stanęły więc 500-konne, 5-litrowe jednostki zaprzęgnięte do siedmiobiegowej skrzyni automatycznej SMG. Jednak BMW słusznie nie przespało okresu pomiędzy wyprodukowaniem M5 i M6, dlatego zwycięstwo po stronie tego drugiego było do przewidzenia. A dlaczego? Mhh, trzy grosze zdecydowanie dorzucił do tego mniejszy ciężar M6 przez brak dodatkowej pary drzwi i dach włókna węglowego, a przede wszystkim mniejszy rozstaw osi, który pomagał kierowcy w szybszych zrywach.
Czytaj też: Spotkanie McLarena 720S z BMW S1000RR na jednym torze może zaskoczyć
Źródło: Road and track