Jeśli śledzicie segment latających samochodów, to z pewnością zauważyliście, że przy jego opisywaniu nomenklatura jest dosyć… swobodna. Ot ktoś nazwie jakiś projekt „latającą taksówką”, „wielkim dronem”, czy quadcopterem z klatką bezpieczeństwa i tak naprawdę nikt nie ma z tym problemu. Jak więc nazwiemy najnowszy projekt japońskiej firmy NEC Corp.?
Czytaj też: Latający samochód Aska doczekał się publicznego wystąpienia
Nie trudno nie zauważyć, że to oto dzieło jest przeolbrzymim dronem, który pomiędzy czterema śmigłami otrzymał kabinę dla pasażera/pilota. Czy nazwiemy go latającym samochodem? Dlaczego by nie. W ramach ostatniego pokazu NEC wykazał, że jego wczesny prototyp jest w stanie unieść się na około 3 metrów i utrzymać się na tym pułapie przez jakąś minutę.
Nacisk NEC na latający samochód ma korzenie w japońskim rządzie, który ogłosił w ubiegłym roku ogólnokrajową inicjatywę dla firm, aby zbudować elektryczny (lub hybrydowy elektryczny) pojazd autonomiczny, który może startować i lądować w pionie. Innymi słowy – pionowzlot. Jednak NEC nie jest pierwszą firmą, a Japonia nie jest pierwszym krajem, który wypróbował tę technologię. Na temat latających samochodów/wielkich dronów/autonomicznych latających taksówek pojawiła się u nas masa treści.
Czytaj też: Latający samochód-dron Skai idzie w wodór
Źródło: Popular Mechanics