Autorzy tego badania wykorzystali Zatokę Meksykańską i trzy martwe aligatory, aby przekonać się, co się stanie ze szczątkami po pobycie w wodzie.
Organizmy zamieszkujące dna oceanów nieczęsto spotykają aligatory. Z tego powodu naukowcy chcieli sprawdzić, jak zareagują na szczątki tych zwierząt. Okazało się, że już pierwszego dnia rozpoczęła się konsumpcja jednego z krokodyli, którą prowadziły sporych rozmiarów skorupiaki. Biorąc pod uwagę fakt, że na dnie oceanu trudno przeprowadzać fotosyntezę, a miejscowy jadłospis jest niezbyt zróżnicowany, naturalnym wydaje się, że owe skorupiaki postanowiły zjeść szczątki.
Co ciekawe, drugi aligator po 51 dniach został niemal całkowicie zjedzony, a pozostały po nim jedynie czaszka i kręgosłup. Najdziwniejszy los spotkał jednak trzeciego osobnika, który został zerwany z uprzęży i porwany przez niezidentyfikowanego drapieżnika. Badacze przypuszczają, iż winowajcą mógł być rekin.
Eksperyment był o tyle niezwykły, że aligatory sporadycznie trafiają do oceanów, a jeśli już tak się dzieje, to np. za sprawą huraganów, które je tam wrzucają. Jeśli już na dnie dochodzi do „uczty” to głównym daniem są np. wieloryby, a nie krokodyle. Z tego powodu naukowcy sądzili, że przez dłuższy czas szczątki pozostaną względnie nienaruszone.
Analiza zwierząt, które konsumowały aligatory wykazała, że znajdowały się tam m.in. skorupiaki z gatunku Bathynomus giganteus oraz nieznane dotychczas pierścienice z rodzaju Osedax. Co ciekawe, po raz pierwszy odkryto je w wodach Zatoki Meksykańskiej.