Dziś dwie bliźniacze myszki od Cooler Mastera, a dokładnie mówiąc model MM710 oraz MM711, czyli w skrócie niewielkie i lekkie, jak piórko gryzonie. Zarówno na ich, jak i na test twardej podkładki zapraszamy Was dzisiaj.
Pudełko i dołączone wyposażenie
W obu przypadkach sprawa jest prosta – niewielki karton z plastikowym etui w środku chroni naszą mysz i na dodatek skrywa instrukcję oraz zestaw ślizgaczy do wymiany. Już na starcie warto nadmienić, że różnica między MM710 i MM711 sprowadza się do wagi (53 vs 60 gramów. Różnica? Tylko i wyłącznie z obecności podświetlenia RGB w MM711 pod scrollem i na grzbiecie.
Najważniejsze cechy
- Kolor: czarny lub biały
- Sensor optyczny PMW3389
- Czułość na 7 poziomach od 200 do 16000 DPI (przeskoki co 100 jednostek)
- Materiał: tworzywo sztuczne (matowe lub śliskie)
- Przełączniki główne: Omron wytrzymałości 20 milionów kliknięć
- Liczba przycisków: 4 + rolka
- Interfejs: USB za pośrednictwem 180-centymetrowego przewodu w materiałowym oplocie
- Odświeżanie USB: 125, 250, 500 i 1000 Hz
- Układ myszki 32-bit ARM Cortex M0+
- Wbudowana pamięć 512 Kb
- Dedykowane oprogramowanie
- Gwarancja: 2 lata
Design, materiały i wykonanie
Na moje biurko obie myszki Cooler Mastera zawitały w matowym, czarnym wydaniu i na pierwszy rzut oka i chwyt dłoni, nie różnią się niczym. Znikoma różnica wagi jest trudna do wyczucia, bo w obu przypadkach to wręcz rekordowe wartości, jak na nie tak małe gryzonie, a idealne do chwytu typu claw, palm i fingertip. Tak niska waga była możliwa do osiągnięcia tylko i wyłącznie dzięki zastosowaniu obudowy z licznymi dziurami.
Te znajdziemy na grzbiecie, na części odseparowanych skrzydełek głównych myszy, panelach bocznych, a nawet samej podstawie. Nie myślcie przy tym, że cała konstrukcja jest przez to nietrwała. Wręcz przeciwnie! Producent po prostu musiał zadbać o odpowiednią grubość plastiku i dokonał tego w świetnym stylu. Poszczególne panele myszek nie wyginają przy ich naciskaniu, a niepokojące skrzypienie wydają dopiero przy użyciu naprawdę dużej siły.
W skrócie więc – NIE. Nie musicie obawiać się o trwałość tych myszek. Ma to również przełożenie na ich wytrzymałość pod kątem kurzu i wilgoci, bo ochroną przed tym zajmuje się specjalna powłoka na PCB, która jednak nie znalazła się wszędzie, dlatego nie myślcie nawet o ufundowaniu M710 i MM711 nawet krótkiej kąpieli.
Pod kątem wyposażenia jest tradycyjnie, a więc oprócz wyłożonej gumą rolki oraz dwóch głównych przycisków znajdziemy tuż nad scrollem jeden funkcyjny i dwa boczne na lewym panelu. Z kolei na spodzie nie czekają na nas specjalne niespodzianki. Ot trzy ślizgacze oraz wnęka na sensor. Całość dopełnia ciekawie zrealizowany i zdecydowanie lekki przewód USB o długości 180 cm. Cooler Master nazywa go mianem ultraoplotu, który składa się z elastycznego, luźnego materiału.
Ergonomiczność
Szczerze mówiąc, nie myślałem, że tak szybko przyzwyczaję się do dziur w obudowie myszki, ale kilka godzin wystarczyło, żebym przestał zwracać na nie uwagę. Ba! Miałem nawet wrażenie, że obniżają one potliwość dłoni, jako że powietrze ma lepszy dostęp do skóry.
Zarówno MM710, jak i MM711 zapewniają jednak to, co najważniejsze, a więc lekkość i płynność ruchu po podkładce godną mistrzów. Połączenie niskiej wagi wraz z bardzo dobrymi ślizgaczami oraz przewodem robi tutaj swoje. Przeznaczenie? Ewidentnie dynamiczne gry.
Test przycisków
Jeśli miałbym ocenić główne przyciski bazujące na przełącznikach Omron o wytrzymałości 20 milionów kliknięć, to musiałbym po prostu powiedzieć, że tak wszechstronnego i wyważonego charakteru dawno nie odczuwałem. Nie są to ani specjalnie płytkie, ani głośne, ani twarde przełączniki, a po prostu takie, które w ciemno można polecić komuś, kto nie ma sprecyzowanych wymagań w tej kwestii. Zwłaszcza że LPM i PPM został bardzo dobrze osadzony na przełącznikach.
W kwestii rolki również muszę ocenić ją na poziomie bardzo dobrym, jako że oferuje płynną pracę na gęsto usłanym łożysku z wyczuwalnymi przeskokami. Przyciski boczne uważam z kolei za dobre, bo choć pracują bez żadnych problemów, to niektórzy mogą je uznać za zbyt subtelne w działaniu.
Oprogramowanie
W obu przypadkach myszkami zarządzamy z poziomu aplikacji Cooler Mastera, w której to zabawimy się z przypisywaniem rozbudowanych funkcji każdemu przyciskowi, a nawet rozszerzymy ich funkcjonalność przez Mouse Combo (wtedy przycisk zmiany DPI przyjmuje funkcję triggera dla nowych, przypisanych opcji).
Drugie menu pozwala na tradycyjną zabawę poziomami DPI na siedmiu poziomach z rozdzieleniem obu osi, częstotliwości odświeżania, nasilenia predykcji, a nawet dostosowania parametru LOD i „zgrania” myszki z podkładką. Nieźle.
Menu makr, jak również profili nie muszę zapewne tłumaczyć, jak zresztą również zakładki dotyczącej podświetlenia w MM711. Nie zabrakło koła RGB, kilku trybów, suwaka jasności i częstotliwości efektów, więc jest dobrze.
Podświetlenie MM710
Jak już wspominałem, to wyróżnik tylko modelu MM711, za którego – swoją drogą – płacicie dodatkowo jakieś 40 złotych. Jeśli więc zdecydujecie się na wydanie sporej części ogólnej ceny, to raczej się nie zawiedziecie. Wszystko dlatego, że podświetlenie w modelach z takimi dziurami po prostu wygląda naprawdę dobrze i poniekąd interesująco, jako że możemy dostrzec wewnątrz poszczególne elementy.
Nie myślcie jednak, że Cooler Master po prostu wrzucił do środka diody, aby całość wyglądała na tanią. Sekcję na grzbiecie zrealizował poprzez wrzucenie pod mleczną „kopułę” diody, dzięki czemu jej blask rozpływa się równomiernie dookoła.
Test sensora PMW3389
Tak naprawdę obecny w obu myszkach sensor optyczny PMW3389 powinniśmy z góry brać za pewnik najwyższej precyzji, ale od czego są testy? Co tu bowiem dużo mówić, moje subiektywne odczucia zarówno z MM711, jak i z MM710 wskazują jasno, że o jakość sensorów nie musimy się martwić.
Wyśmienita prędkość maksymalna, brak predykcji i LOD na poziomie około 1,2 mm po skalibrowaniu na materiałowej podkładce – o tym jeszcze musicie wiedzieć.
Lekkość MM711 i MM710 zachwyca
Jeśli miałbym wskazać najważniejszą cechę obu tych myszy, to zdecydowanie jest to ich kompaktowość i lekkość, co w połączeniu zapewnia idealne wręcz połączenie z myślą o dynamicznych grach. Są też na swój sposób niszowe na rynku przez swoją konstrukcję i wcale nie oferują jedynie tego, bo Cooler Master zadbał również o topowy sensor oraz bardzo dobre przyciski oraz wykonanie. Innymi słowy, polecam, choć tradycyjnie zaznaczam, że za podświetlany wariant (MM711) przyjdzie Wam zapłacić więcej (całe 40 zł, bo 279 zł), ale czy warto?