Moje podejście do aparatów Nikona jest nieco stereotypowe. Niemal od zawsze uważam je za betonowych obrońców tradycji, stroniących od nowoczesnych rozwiązań. Okazję do przekonania mnie, że stereotypy są złe dostał Nikon Z50. Najtańszy bezlusterkowiec firmy to na papierze nowoczesność w czystej postaci. Czy warto się nim zainteresować?
Specyfikacja Nikon Z50
- obudowa ze stopów magnezu o wymiarach 127 x 94 x 60mm, masa 397 gramów,
- matryca BSI CMOS APS-C, rozdzielczość 20,9 Mpix,
- procesor obrazu EXPEED 6,
- ISO 100 – 512000, skok o 1/2 lub 1/3 EV,
- migawka mechaniczna, sterowana elektronicznie, elektroniczna do 1/4000,
- zdjęcia seryjne do 11 klatek na sekundę,
- brak stabilizacji matrycy,
- obiektywy z mocowaniem Nikon Z,
- hybrydowy autofocus z detekcja fazy i kontrastu, 209 pól, 90% pokrycia kadru w pionie i poziomie,
- kompensacja ekspozycji od -5 do 5 EV, skok co 1/2 lub 1/3 EV,
- 1 gniazdo kart pamięci SD UHS-I,
- filmy 4k (30p, 25p, 24p), FullHD (120p, 100p, 60p, 50p, 30p, 25p, 24p),
- uchylny ekran TFT o przekątnej 3,2 cala, dotykowy, rozdzielczość 1,04 mln punktów, 11 poziomów jasności,
- wizjer elektroniczny OLED, 2,36 mln punktów, 11 poziomów jasności,
- microUSB, micro HDMI, gniazdo mikrofonu, Wi-Fi ac, Bluetooth 4.2,
- akumulator EN-EL25,
- cena: 2 940 zł (body, najtańsze w dużym sklepie w dniu publikacji).
Zestaw testowy, który otrzymałem, składał się z aparatu, akumulatora, ładowarki sieciowej oraz obiektywów Nikkor Z DX 16-50 F/3.5-6.3, Nikkor Z 35mm F/1.8 oraz Nikkor Z 50mm F/1.8.
Nikon Z50 jest świetnie wykonany
Nikon Z50 to fotograficzna średnia półka. A biorąc pod uwagę jego cenę, wręcz jej niższe rejony. Ale wykonaniu aparatu nie można kompletnie nic zarzucić. Sam korpus jest bardzo płytki. To zdecydowanie jeden z cieńszych korpusów z jakimi się spotkałem. Wystaje z niego spory grip, który zapewnia bardzo pewny chwyt. Szczególnie, że został pokryty gumą.
Gumowy jest praktycznie cały przód oraz prawy bok korpusu. Pozostałe elementy są metalowe. A konkretnie są to stopy magnezu. To wszystko robi naprawdę świetne wrażenie. Cała konstrukcja nie jest jednak uszczelniona. Pomimo bardzo solidnej obudowy, Nikon Z50 należy do jednych z lżejszych bezlusterkowców. Korpus waży 397 gramów.
Bardzo dobra ergonomia do kosmetycznych poprawek
Wszystkie przyciski umieszczone na obudowie Nikona Z50 są plastikowe. Ich wciśnięcie jest potwierdzane lekkim i wyraźnie słyszalnym kliknięciem.
Z tyłu znajdziemy d-pad oraz przyciski I, Menu, przeglądania zdjęć oraz kosza. Nad nimi mamy przycisk AE/AF-L. W lewym górnym rogu tylnego panelu znajduje się przycisk przełączania obrazu pomiędzy wizjerem, a ekranem. Możemy korzystać jednego, drugiego lub zdać się na czujnik zbliżeniowy automatycznie wyłączający ekran po przyłożeniu wizjera do oka. Z tyłu są jeszcze trzy przyciski w postaci pól dotykowych umieszczonych na prawo od ekranu. Mając w pamięci jak tragicznie takie guziki działały kiedyś w telefonach, tutaj funkcjonuje to zaskakująco dobrze i wygodnie.
Na górze aparatu mamy dwustopniowy spust migawki, otoczony charakterystycznym dla Nikona włącznikiem. Pod nim są trzy przyciski – startu nagrywania wideo, ISO oraz regulacji np. ekspozycji. Dalej dwa koła – funkcyjne i zmiany trybów. To drugie nie jest blokowane i zdarzało mi się wyjąć aparat z torby z przełączanym trybem pracy.
Z przodu, pod spustem migawki znajdziemy drugie pokrętło funkcyjne. Dwa dodatkowe przyciski zostały niefortunnie umieszczone obok obiektywu. To programowalne przyciski Fn, których użycie wymaga sporo gimnastyki i wprawy. Dużo lepszym wyjściem byłoby przeniesienie ich na tył korpusu.
Obok przycisków mamy jeszcze gniazda. Na lewym boku mamy gniazdo mikrofonu pod jedną zaślepką oraz microUSB i microHDMI pod drugą. Gniazdo kart pamięci znajduje się obok komory akumulatora.
Nikon Z50 to zdecydowanie powiew świeżości
Pomiędzy bardzo różnymi aparatami, kompaktowymi, bezlusterkowcami i lustrzankami, miałem okazję używać w tym roku Nikona D3500 oraz D5600. W obu przypadkach miałem wrażenie, że od mojego pierwszego kontaktu z Nikonem, co miało miejsce w przypadku modelu D3200, nic się nie zmieniło. Drewniane Menu, niezbyt intuicyjna obsługa, wszystko jakieś takie… archaiczne. Nawet nie pierwszej świeżości Canon EOS 80D, którego używałem w tym roku, sprawiał wrażenie nowszego o ładnych kilka lat.
Już po pierwszych pięciu minutach z Nikonem Z50 powiedziałbym zdecydowanie, że to nie jest Nikon. To zwyczajnie aparat innego producenta. Ładne Menu, przejrzysty dostęp do funkcji, wygodne skróty, szybkie i intuicyjne działanie… Skok jakościowy jest w tym przypadku ogromny i trudny do opisania.
Nikon Z50 ma odchylany ekran, ale do vlogów się nie nadaje
Chyba nigdy nie zdecyduję, czy lepszym rozwiązaniem jest ekran obracany, czy uchylany. Za pomocą jednego i drugiego można bardzo wygodnie fotografować. W Nikonie Z50 mamy całkiem szeroki zakres regulacji.
Możemy go wysunąć do siebie, a następnie obrócić o 90 stopni w górę lub ok 150 stopni w dół. Możemy więc fotografować prostopadle w dół i nadal mieć wygodny podgląd obrazu w wizjerze. Ekran można też przechylić tak, aby był widoczny z przodu, ale wymaga to nieco gimnastyki. Dodatkowo ekran pod aparatem zdecydowanie nie należy do wygodnych w kontekście vlogowania.
Sam ekran jest dotykowy, obsługuje typowo smartfonowe gesty, jak zoom dwoma palcami i ma przekątną 3,2 cala. Wyświetlany obraz jest bardzo dobrej jakości i w tej półce cenowej ciężko o lepszy wyświetlacz w aparacie. Kąty widzenia są niemal maksymalne, a wysoka jasność zapewnia odpowiednią czytelność praktycznie w każdych warunkach.
Na ekranie możemy wyświetlać aktualny kadr z informacjami lub bez nich, histogram, panel informacyjny lub wirtualną poziomicę. Nie możemy niestety używać go do kadrowania podczas korzystania z wizjera, ale punkt pomiaru ostrości wskażemy w trakcie fotografowania przy użyciu ekranu.
Sam wizjer jest bardzo dobrej jakości. Przede wszystkim jest bardzo duży i otoczony gumą, więc można z niego wygodnie korzystać w okularach. Sprawdza się praktycznie w każdych warunkach. To panel OLED, który oferuje wysoką częstotliwość odświeżania. Co daje nam dosłownie podgląd na żywo na to, co dzieje się przed obiektywem. Możemy na nim wyświetlać dodatkowe ustawienia i wszystkie są bardzo czytelne. Szkoda tylko, że do sterowania autofocusem pozostaje nam wtedy tylko manipulowanie d-padem, co zmniejsza jego precyzję.
Pozostając przy ekranie, nie do końca dogadywałem się z wyświetlanymi treściami. Ekran nie reaguje np. na zmianę ekspozycji, przez co efekty zmiany ustawień zobaczymy dopiero na gotowej fotografii. W przypadku mniej doświadczonych użytkowników, dla których histogram jest czarną magią, może to być na początku spore utrudnienie.
Szybki i celny autofocus to duża zaleta Nikona Z50
W dobrych warunkach oświetleniowych autofocus Nikona Z50 pracuje wzorowo. Szybko i celnie ustawia ostrość na odpowiednim obiekcie. Sprawnie działa też ustawienie ostrości na oku fotografowanej osoby, choć tutaj zdecydowanie nie jest to poziom np. aparatów Sony. Złego słowa nie mogę też powiedzieć o ustawianiu ostrości na dynamicznie poruszających się obiektach.
Wyraźne spowolnienie autofocusu widać w trudniejszych warunkach oświetleniowych. Nie jest to jednak poziom uniemożliwiający korzystanie z aparatu. Jest zwyczajnie wolniej, ale do amatorskiej fotografii to w zupełności wystarcza.
Skoro już przy trudniejszych warunkach jesteśmy, Nikon Z50 nie posiada optycznej stabilizacji obrazu. Musimy więc bazować na stabilizacji obiektywów lub stabilności własnych dłoni. Choć mam wrażenie, że wypadam tutaj ponadprzeciętnie, poniżej 1/10s fotografowanie z ręki zaczynało mnie już przerastać.
Już miałem skrytykować aparat za brak opcji podświetlania krawędzi przedmiotów w trakcie ręcznego ustawiania ostrości. Okazało się jednak, że tej funkcji nie zabrakło, ale dokopanie się do niej wymagało konkretnego przewertowania Menu.
Nikon Z50 przekonuje do siebie jakością zdjęć
Pod kątem czysto fotograficznym Nikon Z50 naprawdę robi robotę. Do fotografowania używałem głównie obiektywów Nikkor Z 35 oraz 50mm, oba z przysłoną F/1.8. Bardzo przyjemne, względnie nieduże i lekkie szkła, które są świetnie wykonane i bardzo użyteczne w codziennej pracy. Z racji tego, że fotografuję głównie przedmioty o przeróżnych rozmiarach, od słuchawek po telewizory i soundbary, zdecydowanie bliższy był mi wariant 35mm.
Nikon Z50 posłużył mi przede wszystkim do ilustrowania większości tekstów na WhatNext. Z pierwszych zdjęć nie do końca byłem zadowolony, jak to bywa przy kompletnie nowym sprzęcie, ale z czasem było już coraz lepiej. Nikon Z50 wykonał zdjęcia m.in. do poniższych tekstów:
- Zmierzyliśmy PEM w Krakowie. Krowoderskich Zuchów odczarowane
- Test projektora Optoma UHD51. Kino w 4K w Twoim salonie
- Test Honor Watch GS Pro. Takiego smartwatcha mi brakowało!
- Test Teufel Supreme On. Nieduże, niepozorne, ale nie można ich lekceważyć
A oto kilka z moich ulubionych ujęć, jakie powstały w trakcie zdjęć do artykułów.
Z racji niesprzyjających warunków w obecnym mieszkaniu, bardzo zależało mi na dobrym balansie bieli. Tutaj Nikon Z50 wypada dobrze. Automatyka bardzo sprawnie radzi sobie w tym przypadku i w zasadzie problemy stwarza tylko ciepłe, żółte światło żarowe. Ale to bardzo duża przeszkoda dla niemal każdego aparatu. Kolorystyka zdjęć jest bardzo dobra, obróbka pod tym kątem nie wymaga wiele pracy. Użyteczna czułość, bez utraty jakości, to w przypadku zdjęć JPEG ISO 6400 oraz ISO 4000 w przypadku RAW-ów. Powyżej tych wartości zaczynają się wyraźny szumy, choć na upartego można przeżyć też ISO 12 800. To bardzo dobre wyniki.
Snapbridge to nowoczesność pełną gębą
Możliwość przesyłania zdjęć z aparatu do smartfonu to dla mnie podstawowa funkcja. W normalnych czasach… Z racji braku stacjonarnych premier sprzętu i targów jest dzisiaj mniej przydatna, choć w przypadku Nikona Z50 okazała się bardzo użyteczna np. podczas protestów proepidemików.
Aplikacja Snapbridge dosłownie tworzy most pomiędzy aparatem, a smartfonem. Zdjęcia mogą być synchronizowane pomiędzy urządzeniami ręcznie lub w pełni automatycznie. Czyli to co robimy aparatem od razu trafia do pamięci smartfonu. Stąd już tylko kilka kliknięć dzieli nas od przesłania ich do relacji w mediach społecznościowych. Świetna sprawa, a przy tym bardzo prosta w użyciu. Nie zawsze sparowanie aparatu ze smartfonem jest takie proste jak może to wyglądać, ale w przypadku Nikona Z50 faktycznie takie jest.
Bateria w Nikonie Z50 to mały rollercoaster
Kwestia akumulatora Nikona Z50 to przejście z piekła do nieba. Z jednej strony mamy coraz mocniej wypierany z rynku port microUSB. Jak do tego doszło… Ale ma za to duża zaletę, bo akumulator można za jego pomocą ładować powerbankiem lub klasyczną ładowarką smartfonową. To ogromna zaleta.
Sam akumulator to ogniwo EN-EL25 o pojemności 1120 mAh, które wystarcza na ok 300-350 zdjęć w trybie mieszanym ekran-wizjer. To dosyć przeciętny rezultat, ale wspomnianym powerbank jest wybawieniem.
Nikon Z50 to aparat, który mógłbym używać na co dzień
Do Nikona Z50 podchodziłem jak do aparatu-nadziei. Naprawdę chciałem, żeby to był sprzęt, który przekona mnie do marki i zmieni moje postrzeganie jej jako producenta kurczowo trzymającego się archaicznych rozwiązań. Cóż… udało mu się.
Nikon Z50 jest przede wszystkim piekielnie wygodny. Oferuje intuicyjną obsługę, wygodne przyciski, dobrze reagujący na dotyk ekran i co najważniejsze – bardzo wygodny uchwyt. Pod kątem ergonomii delikatnym zgrzytem jest brak blokady pokrętła zmiany trybów i nieprzemyślane umieszczenie przycisków Fn z przodu korpusu. Jako aparat Nikon Z50 spisuje się świetnie. Oferuje wysoką jakość zdjęć, celny i szybki autofocus, przyzwoicie radzi sobie z balansem bieli oraz fotografowaniem przy podwyższonym ISO. Po stronie zalet mamy też możliwość ładowania z portu USB oraz genialne działanie aplikacji Snapbridge.
Do wad trzeba zaliczyć port microUSB zamiast USB-C, brak stabilizacji matrycy oraz brak mechanizmu jej automatycznego czyszczenia. To zdecydowanie największy brak Nikona Z50.
Czy mogę polecić Nikona Z50? Zdecydowanie! Nie jestem #TeamPełnaKlatka i Nikona Z50 nawet chętnie bym kupił. Poważnie rozważałbym wybranie go obok aparatów Sony z serii A6XXX. Aparat można kupić już poniżej 3000 zł lub minimalnie drożej z adapterem FTZ. Jeszcze do niedawna wybór Nikona byłby średnią opcją ze względu na skromny wybór obiektywów. Co skutecznie zmieniły nie tak dawno zaprezentowane i używane przeze mnie Nikkory Z 35 oraz 50mm F/1.8. Pierwszy kupimy w okolicach 2800 zł, drugi za ok 2000 zł. Do tego warto zwrócić uwagę na wspomniany adapter FTZ, który pozwoli na podłączenie szerokiej gamy aparatów Nikona.
Podsumowując, Nikon Z50 bardzo skutecznie mnie do siebie przekonał i z czystym sumieniem mogę go Wam polecić.
Zdjęcia wykonane aparatem (po obróbce):