Wbrew pozorom, czarne dziury nie funkcjonują na zasadzie gigantycznych odkurzaczy. Bo choć mogą pochłaniać otaczającą materię, to istnieją pewne ograniczenia.
Takie ograniczenie stanowi tzw. horyzont zdarzeń, czyli punkt w przestrzeni, z którego nic, włącznie ze światłem, nie może uciec przed przyciąganiem grawitacyjnym czarnej dziury.
Czytaj też: Śmierć galaktyki zaobserwowana „na żywo”. To pierwszy taki przypadek
Czytaj też: Najstarsza galaktyka doświadczyła eksplozji. To dotychczasowy rekord
Czytaj też: Czarne dziury mogą działać niczym teleporty. Czy ludzie z nich skorzystają?
W przypadku Drogi Mlecznej, rolę supermasywnej centralnej czarnej dziury pełni Sagittarius A*, zwana także Strzelcem. Na przestrzeni lat odległość dzielącą naszą galaktykę od tego obiektu wydaje się zmniejszać, jednak korekty wynikają ze stosowania coraz dokładniejszych metod obliczeniowych. W rzeczywistości nie oznacza to jednak, iż Droga Mleczna, lub inne, odległe galaktyki, zostanie wciągnięta przez tę czarną dziurę.
Supermasywna czarna dziura naszej galaktyki to Sagittarius A*
Podobnie jak gwiazdy utrzymują planety na stabilnych orbitach, tak supermasywne czarne dziury trzymają krążące wokół nich obiekty – takie jak np. galaktyki – w grawitacyjnym uścisku. Tylko w sytuacji, gdy coś znajdzie się bardzo blisko czarnej dziury, nie będzie w stanie jej uciec. Struktury pozostające wystarczająco daleko są jednak bezpieczne.