Korzystając ze znanych lokalizacji oraz jasności gwiazd, astronom Coryn A.L. Bailer-Jones zademonstrował możliwość nawigacji autonomicznych statków wyruszających poza Układ Słoneczny.
Sonda Voyager 1 w 2012 roku jako pierwsza opuściła granice naszego układu, a w 2018 roku dołączyła do niej Voyager 2. Wkrótce to samo powinien osiągnąć kolejny ziemski instrument, czyli New Horizons. Tym samym staje się jasnym, że konieczne będzie wprowadzenie coraz dokładniejszych rozwiązań nawigacyjnych.
Czytaj też: Jakie komunikaty ludzkość wysłała w kosmos?
New Horizons znajduje się obecnie niemal 14 godzin świetlnych od Ziemi, co w praktyce oznacza, że sygnał potrzebuje 28 godzin na dotarcie do naszej planety i powrót w obręb sondy. Im większy będzie ten dystans, tym trudniej będzie wydawać polecenia, szczególnie w sytuacjach kryzysowych.
Nawigacja w kosmosie jest szczególnie ważna w przypadku sond opuszczających Układ Słoneczny
Bailer-Jones chciał udowodnić, że możliwe jest określenie współrzędnych statku kosmicznego w sześciu wymiarach: trzech w przestrzeni i trzech w zakresie prędkości. Wszystko to z dużą dokładnością, dzięki temu, w jaki sposób umiejscowienie gwiazd zmienia się wraz z przemieszczaniem sondy.
Czytaj też: Naukowcy utracili kontakt z sondą Voyager 2. Po ponad pół roku udało się go przywrócić
Naukowiec przetestował swoje rozwiązanie najpierw na przykładzie symulacji, a następnie w oparciu o pozycje pobliskich gwiazd, skatalogowanych w 1997 roku. Okazało się, iż przy 20 gwiazdach, system był w stanie określić pozycję i prędkość statku kosmicznego z dokładnością do 3 jednostek astronomicznych i 2 kilometrów na sekundę. Przy 100 gwiazdach efektywność wyniosła 1,3 jednostki astronomicznej i 0,7 kilometra na sekundę.