Polska marynarka wojenna ma obecnie jeden (!) okręt podwodny, w dodatku mocno awaryjny. Wystarczy do podniesienia sobie ciśnienia w poniedziałkowy poranek? Rzekomo największą flotę konwencjonalnych okrętów podwodnych na świecie (w okolicach 70) mają obecnie Chiny. To tam nastąpi wkrótce przesiadka na baterie znane z aut elektrycznych.
Konwencjonalne okręty podwodne wykorzystują silniki Diesla na powierzchni, ale gdy są zanurzone, układ napędowy oraz cała elektronika czerpią energię z akumulatorów. W trybie bateryjnym wytwarzają przez to mniej hałasu niż atomowe okręty podwodne, które muszą używać potężnych pomp do chłodzenia reaktora.
Akumulatory kwasowo-ołowiowe w okrętach podwodnych nie różnią się znacząco od konstrukcji stosowanych w trakcie II wojny światowej. Mają słabą zdolność do magazynowania energii, ograniczoną moc wyjściową, krótką żywotność, wolno się ładują i bywają niebezpieczne ze względu na wycieki szkodliwych gazów.
Jak podaje South China Morning Post, dzięki pracom rozwojowym i testom na rynku samochodów elektrycznych znaleziono metody eliminacji ryzyka
Z kolei baterie litowe wiązały się dotychczas z większym ryzykiem zapłonu lub wybuchu (przypadków takich incydentów nie da się już zliczyć na palcach obu dłoni). Nic zatem dziwnego, że Chiny miały obawy czy technologia w ogóle nadaje się do stosowania w okrętach podwodnych marynarki wojennej.
Okazało się, że stabilność akumulatorów litowo-jonowych zwiększa dodanie do nich żelaza i fosforanów, składników tanich i powszechnie dostępnych. Tworzą one wysoce stabilne struktury, które znacznie poprawiają bezpieczeństwo, nie powodując dużego spadku wydajności.
Czytaj też: Tańsze i wydajniejsze akumulatory, dzięki platformie Ionetic
Liczba nowych aut elektrycznych w Chinach wykorzystujących obecnie technologię fosforanu żelaza przekroczyła liczbę wykorzystującą nikiel i kobalt. Chiny w znacznym stopniu polegają na dostawach niklu i kobaltu od krajów zewnętrznych, więc naturalnie skierują się w stronę własnych zasobów.