Większość firm zajmujących się komercyjnym wystrzeliwaniem satelitów unika bardzo niskich orbit okołoziemskich. Strefa określana jako cmentarzysko dla wszelkiej maści kosmicznych śmieci, które ostatecznie spłoną w atmosferze, stanowi niewykorzystany potencjał dla amerykańskiej agencji DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency).
Z utrzymaniem obiektów na bardzo niskiej orbicie okołoziemskiej (tzw. VLEO – Very Low Earth Ortbit) wiążą się spore wyzwania. Pokonanie oporu aerodynamicznego, aby statek kosmiczny nie zwalniał i nie opuszczał orbity, wymaga odpowiedniego napędu i pewnej ilości paliwa. Dlatego w większości przypadków nie służy ona do aktywnej działalności.
Tymczasem jak zaznacza DARPA, bliskość orbity VLEO oferuje również szereg korzyści wartych zbadania, w tym lepszą wydajność obrazowania i dokładność systemów pozycjonowania geoprzestrzennego. Kolejną przewagę może wytworzyć coraz większy tłok na niskiej orbicie okołoziemskiej, czyli LEO (Low Earth Orbit).
Większość satelitów, w tym również Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) porusza się w obrębie orbity LEO (do wysokości 2000 km)
Z kolei satelita o nazwie Tsubame opracowany przez japońską agencję kosmiczną JAXA, został wpisany kilka lat temu do Księgi Rekordów Guinnessa jako najniżej orbitujący satelita obserwacyjny Ziemi, który przez 7 dni utrzymał się na wysokości zaledwie 167,4 km. Widać wyraźnie, że w przestrzeni nad nami jest jeszcze spora luka do wykorzystania.
Czytaj też: Fuzja jądrowa stanowi źródło energii gwiazd. Naukowcy badają ją głęboko pod ziemią
Rządowi i komercyjni operatorzy satelitarni mogą być zainteresowani możliwością przechwytywania ostrych obrazów przy użyciu mniejszych i tańszych kamer niż te, które są niezbędne dla orbity LEO lub orbity geostacjonarnej. Z drugiej strony konieczne jest opracowanie systemu stałego utrzymywania obiektów w gęstszej atmosferze.