„Pokaż mi swoją główną stronę na YouTube, a powiem ci, jakim człowiekiem jesteś” – nie jest to cytat żadnego wielkiego człowieka, czy obecny w literaturze dialog, a wymyślone naprędce powiedzonko, które i tak ma w sobie ogrom prawdy. Serwis YouTube działa bowiem tak, jak każda usługa prywatnej firmy – z myślą o największych zarobkach.
Czytaj też: Apple pracuje nad IPad i Macbook z mini-LED
Zapewne wiecie już, że YouTube zarabia w znakomitej części właśnie na reklamach, które wyświetlają się podczas oglądania filmów. Część z pieniędzy leci do twórców, a część do kieszeni Google, więc platforma nie bez powodu chce zatrzymywać nas u siebie możliwie najdłużej. Do tego używa z kolei masy sztuczek, wśród których wyróżnia się zwłaszcza jeden – tajemniczy algorytm.
To właśnie on podrzuca nam kolejne filmy w polecanych, czy wypełnia naszą główną stronę najpopularniejszymi obecnie treściami, które pasują do profilu naszej osoby. Ten przypisywany jest do naszego konta Google (więc i YouTube) i bazuje na wszystkich tych treściach, które w serwisie konsumujemy i z którymi nawiązujemy interakcję.
Dlatego też teraz badacze tego algorytmu z firmy skupiają się na problemie „ukrytego uprzedzenia”, a więc sposobu, w jaki sposób same rekomendacje mogą wpływać na zachowanie użytkownika. Skutkuje to tym, że z czasem system może coraz bardziej odsuwać użytkowników od filmów, które faktycznie chcą oglądać. Aby zmniejszyć to odchylenie, sugeruje się modyfikację algorytmu tak, aby ten brał pod uwagę nawet pozycję filmu, w którego kliknął użytkownik.
Dzięki temu rozwiązaniu algorytm nie błądziłby z czasem, bo obecnie nie może określić, czy użytkownik kliknął w wideo, ponieważ to mu się podobało, czy było „wysoko” w polecanych.
Czytaj też: Wątpliwości co do szyfrowanego DNS w Chrome
Źródło: TechnologyReview