Sprzeciw wobec przymusowi szczepień trwa na światową skalę od co najmniej kilku lat. Problem w tym, że decyzje grupy osób przekładają się na cierpienie i kłopoty całego społeczeństwa. Tak też było w przypadku Stanów Zjednoczonych, a dokładniej – Brooklynu.
Na opanowanie epidemii odry, która szalała w Nowym Jorku od marca do lipca 2013 roku, miasto musiało przeznaczyć prawie 400 tysięcy dolarów. Do pracy zaangażowano 87 pracowników służby zdrowia, a ich zadaniem było odnalezienie 3300 osób narażonych na działanie wirusa. Akcję przeprowadzono ze wsparciem lokalnych mediów, organizowano też spotkania z ludźmi oraz podjęto współpracę z gabinetami lekarskimi, szkołami i przedszkolami.
Po dotarciu do zarażonych osób, okazało się, że epidemia rozpoczęła się od nastolatka, który powrócił z wycieczki do Londynu. Zachorowania dotknęły przede wszystkim najmłodszych, którzy pochodzili z ortodoskyjnych, żydowskich rodzin. Średnia wieku wśród chorych wyniosła trzy lata. 45 przypadków, co przekłada się na 78% wszystkich chorujących dotyczyło ludzi starszych niż rok. Byli oni więc niezaszczepieni z powodu świadomej decyzji rodziców. Dwanaście niemowląt (młodszych niż rok) było zbyt młodych na podanie szczepionki, natomiast jedna sprawa dotyczyła osoby dorosłej, posiadającej niejasną historię medyczną.
W jednym przypadku zachorowanie na odrę doprowadziło do zapalenia płuc, natomiast drugi skończył się dość tragicznie – ciężarna kobieta poroniła. Według lekarzy, matka znała zagrożenie i leczenie było możliwe, jednak odmówiła ona terapii z użyciem tzw. przeciwciał odpornościowych.
Przypadki takie jak ten powinny uświadomić nam, jak ważne są szczepienia. Wiele środowisk się im sprzeciwia, jednak czy jest sens niweczyć osiągnięcia medycyny, na które ludzkość pracowała od wielu lat?
[Źródło: arstechnica.com]