Do corocznych konferencji Apple podchodzę bez emocji. Firma od wielu lat ma problemy z utrzymaniem tajemnicy w murach swoich laboratoriów przez co ich konferencje nie mają dawnego pierwiastka „wow”. Podobnie było i w tym roku. Na dobrą sprawę o większości nowości i linii produktowej słyszeliśmy dużo wcześniej a sama prezentacja była tylko tego potwierdzeniem.
Jobs to, Jobs tamto
Męczące są także same relacje z Keynote’ów. Ileż razy można czytać, jak to konkurencyjne redakcje się zastanawiają, czy Apple się już skończyło, czy jeszcze nie. I czy naczelny kupi tegoroczny model czy nie. Te artykuły są tak samo przewidywalne, jak same prezentacje Apple. Dziś każdy rozsądny chyba nie powinien mieć złudzeń – te telefony i tak się sprzedadzą. Znowu wykręcą wielomilionowe wyniki a skarb Apple zacznie się już przesypywać od ilości gotówki, która do nich napłynie.
Owszem, Jobs nie pozwoliłby na taką prezentację jak wczoraj. Jobs nie pozwoliłby na takie nazwy jak wczoraj. Steve Jobs nie pozwoliłby na masę innych rzeczy, które miało wczoraj miejsce. Tylko ile razy można o tym rozmawiać? Apple się zmieniło i chciałbym zauważyć, że Jobsa nie ma w Cupertino od dobrych 7 generacji telefonu a firma nie dość, że nie zrobiła się biedniejsza, to jeszcze wykręca coraz lepsze wyniki.
Może trzeba dopuścić do siebie myśl, że Jobs się mylił a Cook jest… lepszy? Obecny szef Apple nie musi stawiać na przełomowe i innowacyjne rozwiązania, gdy ma rzeszę wyznawców gotowych kupić cokolwiek zaproponuje. Zastanawiam się jak bardzo włodarze z Cupertino muszą zadrwić z własnych klientów, by ci w końcu się obudzili? Po myszce, którą trzeba ładować od dołu, absurdach związanych z gniazdami i portami w urządzeniach po wciskanie nam często konstrukcyjnie źle rozwiązanych urządzeniach na absurdalnych cenach kończąc. Tak, Apple ma taryfę ulgową, ale ten luz dajemy im my sami.
Co nie znaczy, że ich produkty są złe. Wręcz przeciwnie – są świetne!
Nie przepadam za iPhonem. Byłem użytkownikiem ekosystemu przez półtora roku dzierżąc w tym czasie większość ich produktów – od kilku modeli telefonu, przez iPady na Macach kończąc. Było to wymuszone przez moją pracę i uczciwie przyznam – z Windowsem czy Androidem w tym czasie styczności nie miałem. Jednak ta magia mnie nie porwała. Wysoki stopień awaryjności, niepotrzebne, software’owe ograniczenia czy zwyczajne zacofanie względem konkurencji skutecznie mnie zniechęciły. Wygląd to jednak nie wszystko.
Czytaj też: Huawei naśmiewa się z Apple po premierze nowych iPhonów
Tegoroczne iPhone’y są śliczne. Możemy narzekać na notcha, ale uczciwie przyznaję, że tylko spod znaku Jabłka wygląda on schludnie. Wiecie dlaczego? Bo oni nie idą na kompromisy. Jak dają notche’a, to nie robią również bródki. Do tego kolorystyka, materiały wykończeniowe, piękno geometrii – słowem, design stoi tu na najwyższym możliwym poziomie. Patrząc jednak ogólnie na telefon jako produkt, ciężko odnieść wrażenie, że ich cena jest tutaj mocno zawyżona. Kilkakrotnie przeglądałem cenniki i doprawdy, nie mam zielonego pojęcia za co każą nam tyle płacić. Nawet na ładowarce producent oszczędza. To niedopuszczalne!
Brak trzeciej siły odczuwalny, jak nigdy wcześniej
Trzeba przyznać, że brak mobilnego Windowsa zaczyna być coraz bardziej odczuwalny. Nie dlatego, że był to system wybitny (bo nie był, inaczej by na rynku istniał do dziś), ale dlatego, że skutecznie wspomagał konkurencyjność sprzętową, software’ową i cenową. Dziś jesteśmy skazani z jednej strony na szczelnie zamknięty ekosystem a z drugiej – na jego marne kopie, gdzie większość producentów honor i szacunek do siebie samego schowała dawno w ciemnej skrytce.
Co mnie zatem zachwyciło?
W mojej opinii najlepszym zaprezentowanym produktem był ten, którego nigdy bym nie obstawił. Jest nim Apple Watch, którego kupić nie mogę a blokowanie go w tandemie Watch-iPhone jest robione z premedytacją. Bo można. Jego rozwiązania, szczególnie w dziedzinie zdrowia, rzeczywiście wyprzedzają, to co do tej pory jest na rynku. Szczególnie że pomimo zastosowania kwadratowej (znowu) koperty, samo urządzenie wygląda nad wyraz atrakcyjnie. Jako jeden z niewielu zwolenników tej kategorii urządzeń zapałałem prawdziwą, szczerą miłością do 4 generacji Watcha. Sensownie wyceniony, przepełnionymi ciekawymi i przydatnymi funkcjami sprawia, że ledwie kilka tygodni temu pokazany Galaxy Watch wygląda przy nim jak gorszy brat.
Niebezpieczne jest co innego
Nie mam złudzeń – gdy tylko ruszy sprzedaż, ludzie i tak rzucą się do sklepów i zostawią całe wywrotki pieniędzy. Tak jest co roku, więc nie wiem, czemu miałoby być inaczej. Martwi mnie tylko to, że producenci telefonów na Androidzie znowu tępo zaczną kopiować Apple. Także w cenach. To w krótkim terminie oznacza nie mniej, nie więcej tylko tyle, że skoro Apple może to i oni ceny podniosą. Cieszyć się można tylko, że nie ma nowego designu – jest szansa, że część producentów słuchawek z zielonym robotem na powrót zacznie szukać własnego języka i tożsamości. Irytujące są teksty, że „tylko Apple może stworzyć prawdziwy gamingowy telefon”, „tylko Apple może wejść na rynek konsol z jakąś nowinką”, „tylko Apple…”. Wczorajszy Keynote był wielkim pokazem drwin – z konkurencji, z klientów. To pokaz siły, pokaz tego jak bardzo Apple zdaje sobie sprawę ze swojej rynkowej pozycji technologicznego Mesjasza i pokaz pogardy dla nas wszystkich. Czas, byśmy wszyscy się przebudzili i zaczęli to dostrzegać.