Czy w razie konfliktu regiony arktyczne i antarktyczne będą kluczowe dla Marynarek Wojennych? Jak sugeruje najnowsze polecenie Białego Domu, tak, ale to nie jedyny potencjał, który w nich drzemie.
Administracja Trumpa zleciła przegląd lodołamaczy na usługach USA z myślą o przygotowaniu nowej, odmłodzonej floty do 2029 roku. Skąd ten ruch? Jak zauważa Popular Mechanics, może on być powodem obaw, jakie budzą chińskie i rosyjskie aspiracje na tamtejszych chłodnych wodach. Dlatego właśnie amerykańska straż przybrzeżna planuje zbudować sześć nowych okrętów lodołamaczy.
W notatce do Departamentu Obrony, Stanu, Handlu i Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego administracja poleciła sporządzenie „oceny możliwości operacyjnych z szacowanymi powiązanymi kosztami, zarówno dla ciężkich jak i średnich [lodołamaczy], których jeszcze nie uwzględniono”.
Flota lodołamaczy w Stanach Zjednoczonych zwiędła na przestrzeni lat, a teraz obejmuje tylko dwa okręty – ciężki Polar Star i nieco mniej okazalszy Healy. Ten pierwszy ma na karku 44 lat, a drugi znacznie mniej, bo „zaledwie” dwie dekady.
Czytaj też: Człowiek i sztuczna inteligencja zmierzą się w pojedynku myśliwców
Wzrost temperatur na świecie oraz degradacja lodu arktycznego i antarktycznego może potencjalnie otworzyć nowe, bogate w zasoby obszary i nowe, szybsze trasy żeglugi, co doskonale rozumie Rosja i Chiny. Zainteresowanie obu krajów skłania USA do ponownego inwestowania w lodołamacze. Straż przybrzeżna planuje obecnie zbudować trzy ciężkie i trzy średnie lodołamacze i ma nadzieję, że pierwszy ciężki lodołamacz wejdzie do służby w 2023 roku.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News