Bugatti ma w tym roku wiele okazji do świętowania i aby uczcić zarówno samochód EB11 z lat 90., jak i swoje 110. urodziny postanowił zaprezentować hipersamochód Centodieci. Jeśli znacie odrobinę włoskiego, to zapewne już znacie genezę tej nazwy, ale jeśli nie, to nic straconego, bo nazwa Centodieci to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Czytaj też: Ujawniono cenę i prędkość maksymalną C8 Corvette 2020
W całym tym świętowaniu Bugatti porzuciło nieco swoje obecne trendy w projektowaniu nadwozia i obrzuciło Centodieci nieco bardziej kanciastym charakterem. Raczej nie mamy tego firmie za złe, bo finalny efekt jest wręcz onieśmielający z tymi cienkimi reflektorami i stylu, który przejawia się na każdym kroku i to nawet w środku.
Silnik Centodieci został słusznie umieszczony pomiędzy osiami – tuż za kabiną kierowcy, serwując mu świetną symfonię nie ośmiu, nie dwunastu, a szesnastu cylindrów w układzie W. To swoista ewolucja 8-litrowej jednostki z Chirona, której moc podbito o skromne 100 koni mechanicznych do aż 1600 KM przy 7000 obrotach na minutę. Do setki rozpędza się to cacko w zaledwie 2,4 sekundy, a przedłużenie tego czasu do 13,1 sekundy sprawi, że na liczniku pojawi się 300 kilometrów na godzinę. Mało? Poczekaj jeszcze kilka, a dobijesz 380 km/h. Odrobinę za dużo i to nawet na niemieckie autostrady.
Nie powinno więc nas dziwić, że Bugatti szykuje tylko dziesięć egzemplarzy Centodieci, które zostaną skonstruowane ręcznie w Molsheim we Francji, gdzie firma ma obecnie siedzibę. Każdy z nich jest wyceniany na 8 milionów euro i to na długo przed personalizacją ze strony klienta. Dostawy rozpoczną się z kolei pod koniec 2021 roku i nawet nie myśl o zamówieniach, bo już się sprzedały.
Czytaj też: McLaren zapowiedział nowego roadstera Ultimate Series
Źródło: Digital Trends