Czarne dziury są bez wątpienia ważną częścią Wszechświata. Z tego powodu naukowcy starają się stworzyć spis wszystkich czarnych dziur znajdujących się na terenie Drogi Mlecznej. Z nowych badań wynika jednak, że badaczom mógł umknąć pewien rodzaj tych obiektów.
Astronomowie od dawna szukają czarnych dziur, które mają tak silne ciągi grawitacyjne, że nic – ani materia ani promieniowanie – nie może z nich uciec. Czarne dziury powstają, gdy niektóre gwiazdy umierają, kurczą się, a następnie eksplodują. Astronomowie szukają również gwiazd neutronowych – małych, gęstych obiektów, które powstają, gdy gwiazdy się zapadają.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że czarne dziury często funkcjonują w systemach podwójnych. Oznacza to, że dwie gwiazdy znajdują się na tyle blisko siebie, że ich grawitacja utrzymuje je wokół siebie. Kiedy jedna z tych gwiazd umiera, druga może pozostać na miejscu, orbitując wokół „martwego” obiektu, który stał się czarną dziurą bądź gwiadą neutronową.
Większość znanych czarnych dziur ma masę wynoszącą od 5 do 15 razy więcej od Słońca. Z kolei gwiazdy neutronowe są generalnie nie większe niż około 2,1 masy Słońca. Przy masie rzędu 2,5 Słońca gwiazda neutronowa staje się bowiem czarną dziurą.
Latem 2017 r., w ramach misji LIGO, astronomowie namierzyli dwie czarne dziury łączące się w galaktyce oddalonej o około 1,8 miliarda lat świetlnych. Jedna z tych czarnych dziur była około 31 razy większa od masy Słońca; druga natomiast około 25 razy większa.
Korzystając z danych z APOGEE naukowcy zawęzili kolejne poszukiwania do 200 gwiazd. W ten sposób natrafili na tajemniczy obiekt, który przypomina czarną dziurę o niskiej masie. Ze wstępnych obliczeń wynika, że jego masa jest prawdopodobnie około 3,3 razy większa od masy Słońca.