Wczoraj w godzinach popołudniowych na terenie stolicy Libanu doszło do potężnego wybuchu. Do sieci szybko trafiły materiały ukazujące skalę katastrofy, a internauci zaczęli prześcigać się w wymyślaniu teorii dot. genezy eksplozji.
Skala zniszczeń jest porażająca, a służby medyczne wciąż zliczają ofiary. Na tę chwilę mówi się o co najmniej 100 zgonach będących następstwem wybuchu. Co więcej, tysiące osób zostało rannych, przez co ostateczny bilans może się jeszcze zwiększyć. I choć początkowo oficjalne doniesienia sugerowały, iż zdarzenie nie było wynikiem zaplanowanego ataku, to obecnie nie ma co do tego pewności.
Bezpośrednią przyczyną katastrofy był wybuch ok. 2750 ton saletry amonowej, która była rzekomo niewłaściwie składowana. Oliwy do ognia dolał jednak Donald Trump, który – powołując się na słowa amerykańskich generałów – stwierdził, że do eksplozji doprowadziły skoordynowane działania i detonacja jakiegoś ładunku.
Czytaj też: USA chciały zdetonować bombę atomową na Księżycu. Co się stało z tym planem?
Wkrótce po wypowiedzi prezydenta Stanów Zjednoczonych do głosu doszedł tamtejszy Depertament Stanu, który sprostował słowa swojego zwierzchnika. Amerykanie chcą bowiem poczekać na wyniki oficjalnego śledztwa zapowiedzianego przez władze Libanu. Co, z perspektywy ekspertów, wydaje się najbardziej prawdopodobną przyczyną wybuchu w Bejrucie? Większość specjalistów zakłada błąd ludzki, a dokładniej – niewłaściwe składowanie niestabilnych materiałów. Azotan amonu jest bowiem powszechnie stosowany w formie nawozu, ale ma też właściwości wybuchowe.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News