Chociaż często się mówi, że to moc atomu jest największym zagrożeniem, które człowiek do tej pory okiełznał i może wykorzystać w każdym momencie (mowa głównie o Rosji oraz USA), to w dzisiejszych czasach solidny cyberatak może być od niej bardziej katastrofalny w skutkach. To z kolei nasuwa nam stwierdzenie, że tak naprawdę, to hakerzy są bardziej niebezpieczni, niż broń nuklearna.
Czytaj też: KFC przetestowało roślinny zamiennik kurczaka od Beyond Meat
Nie bez powodu rządy inwestują w ostatnich latach w hakerów, a my coraz częściej słyszymy o „atakach opłaconych przez X kraj”. Zagrożenie to jest więc poważne, ale może być nie do końca widoczne dla opinii publicznej. Jak dotąd większość znanych incydentów hakerskich i to nawet tych wspieranych przez zagraniczne rządy, sprowadzała się głównie do kradzieży danych.
Sam zresztą ostatnio padłem skutkom jednego z nich, kiedy na mniej ważne konta w aplikacjach ktoś nagle się włamał, choć gwarantuję Wam, że hasła tam były nie do odgadnięcia i nawet brute-forcowania.
Sprawę świetnie porusza artykuł na Livescience, który punktuje to, jak wiele bazuje obecnie na systemach i elektronice, którą można po prostu zhakować zdalnie. Można machnąć ręką na „psikusa”, w którym jakiś domorosły haker wykorzysta luki w bezpieczeństwie (nawet tych w Waszych routerach) i np. zacznie drukować coś dziwnego na podłączonej do sieci drukarce.
Jednak nie w momencie, kiedy już grupa hakerów obiera na cel instytucje państwowe, wyposażenie wojskowe, obiekty kluczowe dla życia milionów (elektrownie, zapory wodne) i tysięcy (sygnalizacja świetlna). Dlatego więc warto mieć z tyłu głowy to, na jakie niebezpieczeństwo naraził nas rozwój technologii i na jakie będzie narażał z każdym kolejnym rokiem. Autonomiczne samochody, smart-domy? To przyjemności, za które przyjdzie nam zapłacić cenę większego ryzyka, ale bez niego przecież nadal tkwilibyśmy w jaskiniach.
Czytaj też: W jaki sposób moralny obowiązek prowadzi do protestów?
Źródło: Livescience