Wiemy, jak zaczęła się pandemia COVID-19. Nietoperze, targ rybny w Wuhan, połączenia lotnicze. Nie wiemy jednak, jak globalna epidemia się skończy. Czy już możemy czuć się bezpieczni? WHO ostrzega, że nic podobnego.
Pandemia COVID-19 to wydarzenie bezprecedensowe w skali świata. SARS-CoV-2, czyli koronawirus wywołujący COVID-19, to wciąż tajemnica. Wiemy o nim coraz więcej, ale nie na tyle, by móc uznać, że wróg został pokonany. Zwłaszcza, że większość osób przechodzi chorobę bezobjawowo, przy tym zarażając innych (pomimo niedawnej przekręconej wypowiedzi przedstawicielki WHO). To, co wydarzy się dalej – nie tylko w ciągu najbliższych miesięcy, ale i dekad – zależy zarówno od ewolucji wirusa, jak i ludzkiej odpowiedzi na niego.
Mutujące niebezpieczeństwo
Wirusy ciągle mutują. Te, które wywołują pandemie, są na tyle „innowacyjne”, że układ odpornościowy nie rozpoznaje ich szybko jako wrogów. Aby skutecznie z nimi walczyć, nasz organizm musi opracować zupełnie nowe mechanizmy obronne. Tak właśnie jest z SARS-CoV-2.
Duża liczba choruje w krótkim czasie, a czynniki społeczne, takie jak tłok i niedostępność szczepionki sprawiają, że liczba zarażonych szybko rośnie. To oznacza, że czego byśmy nie robili – część osób i tak zostanie zainfekowana SARS-CoV-2, a niektórzy umrą z powodu wywoływanych powikłań. To prosty mechanizm ewolucyjny, którego nie jesteśmy w stanie oszukać.
Oczywiście, wszelkie restrykcje nakładane przez światowe rządy – od konieczności pozostawania w domach po obowiązek noszenia maseczek ochronnych – ograniczają transmisję wirusa. To tak, jak z dostępnością prasy – im mniejszy nakład będzie miała dana gazeta, tym mniej ludzi przeczyta opublikowane w niej artykuły.
Duże nadzieje wiąże się z tzw. odpornością stadną. Zgodnie z jej założeniami, im więcej osób będzie miało przeciwciała przeciwko SARS-CoV-2, tym trudniej wirusowi będzie utrzymać się w populacji. Ale o tym będziemy mogli marzyć dopiero wtedy, gdy powstanie szczepionka przeciwko COVID-19, a tej nie powinniśmy się spodziewać zbyt szybko. Zanim to nie nastąpi, będzie panować chaos.
Jak żyć z koronawirusem?
Nie możemy spodziewać się, że COVID-19 zniknie. Naukowcy coraz częściej skłaniają się ku opinii, że SARS-CoV-2 stanie się wirusem endemicznym ze wzmożoną aktywnością w niskich temperaturach. To oznacza, że będziemy musieli nauczyć się żyć z koronawirusem.
Wiele nauk możemy czerpać z pandemii grypy w latach 1918-1919. Lekarze i pracownicy służby zdrowia mieli znacznie mniejszy arsenał niż obecnie, ale zastosowano obostrzenia takie jak choćby zamykanie szkół. W ciągu dwóch lat grypa zwana „hiszpanką” zainfekowała 500 mln osób na świecie i zabiła od 50 do 100 mln chorych. Skończyła się dopiero wtedy, gdy „ozdrowieńcy” zyskali przeciwciała do walki z wirusem i wykształciła się wspomniana już wcześniej odporność stadna. Szczep H1N1, który wywołał pandemię grypy, stał się endemiczny i przez kolejne 40 lat krążył po świecie wywołując epidemie sezonowe.
Kolejna pandemia miała miejsce w 1957 r., kiedy to pojawił się szczep grypy H2N2. Co ciekawe, wirus ten zastąpił pozostałe w populacji cząsteczki H1N1. Nie do końca wiadomo, jak to się stało – prawdopodobnie na zasadzie przewagi ewolucyjnej. Nowy szczep H2N2 był lepiej przystosowany do panujących warunków niż „przestarzały” H1N1.
Ale wirus grypy a koronawirusy to dwie różne sprawy. Spośród siedmiu znanych ludzkich koronawirusów, cztery krążą w populacji i powodują 1/3 wszystkich przeziębień na świecie. Warto jednak pamiętać, że ludzkość już wcześniej mierzyła się z podobnym przeciwnikiem. Wystarczy wspomnieć o epidemii SARS z 2003 r., powodowanej przez SARS-CoV, koronawirusa podobnego pod wieloma względami do SARS-CoV-2. Dzięki taktykom epidemiologicznym, takim jak izolowanie chorych, kwarantanna ich kontaktów i wdrażanie kontroli społecznych, epidemię ograniczono do kilku miejsc, takich jak Hongkong i Toronto. W przypadku SARS było o tyle łatwiej, że choroba występowała natychmiast po ekspozycji na koronawirusa, a wszyscy pacjenci mieli ciężką postać choroby – gorączkę i problemy z oddychaniem. W przypadku z SARS-CoV-2 jest inaczej, bo wiele osób przechodzi infekcję bezobjawowo, a objawy mogą pojawić się nawet po tygodniu. Walka z COVID-19 jest trudna.
Od 2004 r. nie odnotowano żadnego nowego przypadku SARS, mimo że nie opracowano skutecznej szczepionki na wywołującego chorobę koronawirusa. W ten sam sposób COVID-19 nie pokonamy.
To jeszcze nie koniec gry
Prognozy dotyczące tego, jak dalej będzie przebiegała pandemia COVID-19 to jedynie spekulacje. Jedno jest pewne: to jeszcze nie koniec naszej walki z SARS-CoV-2. Większość naukowców jest zgodna, że taki nadejdzie, gdy opracujemy skuteczną szczepionkę wywołującą długotrwałą ochronę, a ponadto przyjmie ją co najmniej 70-80% ludzkości. W świecie wypełnionym antyszczepionkowcami, płaskoziemcami i zwolennikami wypalającego mózg 5G – czy to w ogóle możliwe?
To nie ostatnia pandemia, której doświadczymy. Musimy stale się rozglądać i reagować, jeżeli zobaczymy coś niezwykłego – jak wybuch nietypowej choroby w jednym miejscu. Nowe patogeny pojawiają się wśród populacji prawdopodobnie 3-4 razy w roku, nie tylko w Azji i Afryce, ale także w Europie i USA. Walka z niewidzialnymi przeciwnikami nigdy się nie skończy.
Prof. Eric Fevre z Uniwersytetu w Liverpoolu