Uniwersum Harry’ego Pottera jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych na świecie. W jego skład wchodzą książki, w tym Przeklęte Dziecko, osiem filmów o Harrym i jak na razie dwie części Fantastycznych Zwierząt. Brakuje jednak seriali, a to one są kluczem do ożywienia tego świata, który przecież ma tak ogromny potencjał.
Bardzo lubię długie cykle książkowe, podobnie jak filmowe serie, które pozwalają nam pozostawać z bohaterami przez długie lata. Fantastyczną rzeczą jest poszerzanie uniwersum kinowego serialami, które dadzą nam wgląd w ciekawe, ale dłuższe historie, które niekoniecznie sprawdziły by się w takim dwugodzinnym formacie. Serialowe spin-offy robią się coraz częstsze, a Marvel poszedł o krok dalej czyniąc je nierozerwalnie związanymi z tym, co dzieje się w filmach. Oznacza to, że bez obejrzenia serialu będziemy mieli braki. Matt Reeves zapowiedział już powstawanie uzupełniającego film serialu o policjantach z Gotham i zapewne to dopiero początek. Nawet disneyowska Piękna i Bestia, a właściwie Gaston i jego przyjaciel dostaną swoją serię. Również Gwiezdne Wojny będą teraz rozwijane najbardziej dzięki produkcjom na Disney+. Niestety jest jedno uniwersum, wyjątkowo bogate i z setkami milionów fanów na całym świecie, którego z jakiegoś powodu nikt nie chce rozwijać w tę stronę.
Czytaj też: Kilka najciekawszych teorii dotyczących Harry’ego Pottera – część 1
Tak, chodzi mi o świat Harry’ego Pottera. Książki, filmy i te niezbyt udane gry, oto składowe tak zwanego Wizarding World. Świat czarodziejów, który lata temu pokochaliśmy, z którym wielu z nas dorastało i do którego chętnie wracamy ma potencjał na o wiele lepsze produkcje niż Fantastyczne Zwierzęta. Nie zrozumcie mnie źle. Lubię Newta Scamandera i resztę nowych bohaterów, ale twórcy, jak i sama Rowling poszli w złą stronę. Takie jest moje zdanie, jednak jeśli przyjrzymy się tym produkcjom bliżej dostrzeżemy tak wiele błędów, że szkoda gadać. Ale ten artykuł nie będzie o tym. Sam pomysł na wprowadzenie Grindelwalda do uniwersum pochwalam. Historia jego i Dumbledore’a to jedne z ciekawszych aspektów tego świata, którym jednak filmy z serii Harry Potter nie poświęciły ani odrobiny uwagi. W książkach dostaliśmy tego trochę więcej, ale każdy fan zdaje sobie sprawę, że jakby pokopać głębiej znaleźlibyśmy ogrom interesującego materiału. I tu właśnie pojawia się kilka problemów, jakie z Fantastycznymi Zwierzętami mam.
Dlaczego Fanatyczne Zwierzęta?
Pomieszanie z poplątaniem, takie są dla mnie te dwie części FZ. Z jednej strony mamy ciekawą podróżniczo-przyrodniczo-przygodową treść z genialnym głównym bohaterem, która zdecydowanie bardziej nadawałaby się na serial. Do tego dorzucony jest dziwny i kompletnie zaprzeczający faktom wątek Credance’a, rzekomego brata Dumbledore’a, który urodził się już po śmierci jego rodziców (a przynajmniej na to wygląda biorąc pod uwagę znane nam dane). I w końcu sam Grindelwald, którego poznajemy w środku jego historii. Zjawia się znikąd i głosi swoje postulaty chcąc zachęcić do siebie czarodziejów. Super. Ta postać podoba mi się i od dawna uważam, że Gellert był dużo lepszym czarnym charakterem od Voldemorta, jednak potraktowanie tego wątku przez twórców filmów jest wręcz karygodne. Szczerze wątpię, by w kolejnych częściach jego młodzieńcze relacje z Dumbledorem były bliżej przedstawione, podobnie jak jego przeszłość w Durmstrangu i burzliwa młodość. Czy kiedykolwiek dowiemy się w filmach o pochodzeniu hasła „Dla większego dobra”? Obawiam się, że nie. Samo umieszczenie Grindelwalda jako absurdalnego dodatku do Fantastycznych Zwierząt jest dla mnie głupotą. Fajnie, że zwierzaki tam występują, choć zdaje mi się, że ich największą rolą jest przyciąganie przed ekran dzieci.
Nie wiem jak Wy, ale ja namiętnie oglądałabym serial o przygodach Newta Scamandera i jego poszukiwaniach ciekawych i rzadkich egzemplarzy magicznych zwierzaków. Zresztą, oglądałabym nawet jego przygody w tej genialnej walizce. I podczas, gdy pierwsza część Fantastycznych Zwierząt miała sens, tak druga już nie, bo w rezultacie zwierząt za wiele tam nie ma, podobnie jak tytułowych zbrodni Grindelwalda. Fani tego świata nie zadowolą się byle czym, a nawiązywanie do słynnej lekcji Lupina i pokazywanie Hogwartu nie sprawi, że produkcja zarobi o wiele więcej.
Filmy to zła droga
Najlepszą opcją ratunku uniwersum Harry’ego Pottera są seriale. Warner Bros. ( a dokładniej Warner Media) mając HBO MAX i HBO jako kanał dystrybucyjny praktycznie na całym świecie powinno zainwestować właśnie w tę formę przekazu. I tu nawet nie chodzi o jakieś wielomilionowe, wysokobudżetowe serie porównywalne z Grą o Tron. Można pójść w animacje, w poszerzanie świata czarodziejów, którego tak wiele intrygujących aspektów zostało ledwo muśnięte w książkach. Fani od lat czekają na pokazanie powstawania Hogwartu – nie można byłoby dać nam takiego miniserialu? Wiadomo, ten akurat wiązałby się z większymi kosztami, ale czy jakikolwiek fan Pottera oparłby się możliwości zobaczenia tego? A przygodowa seria o Huncwotach? Swoje pomysły mogłabym wymieniać w nieskończoność. Antologie adaptujące baśnie Barda Beedle’a wykonane w stylu Baśni o Trzech Braciach z Insygniów Śmierci. W serialowym formacie można byłoby poszaleć i to bez ogromnego pieniężnego nakładu.
Nawet jeśli Warner nie chciałby iść w nowy kontent, to przecież sam Harry Potter czeka na serialową wersję. Choć kocham te filmy, to uważam, że zbyt wiele z książek wycięto. Wiadomo, sam kinowy format nie sprzyja rozwlekłym historiom, dlatego właśnie mamy coś takiego jak seriale. Dzięki nim można poświęcić odpowiednią ilość czasu poszczególnym aspektom historii. Nie chcielibyście zobaczyć na ekranie Irytka, większej ilości zajęć szkolnych, meczów Quidditcha i wielu, wielu innych wątków, które w filmach pominięto. Gdzie bójka pana Weasleya i Lucjusza Malfoya w Esach i Floresach?! Im dalej w las tym więcej poważniejszych elementów opowieści pomijano, a najbardziej brakowało mi moralnych rozterek Harry’ego z Insygniów Śmierci. Dumbledore został spłycony, a to bardzo mnie boli. Zresztą, ja nadal mam nadzieję, że Rowling napisze książkę Życie i kłamstwa Albusa Dumbldore’a. Niestety, jedyne nowości na jakie obecnie możemy liczyć, to figurki Funko pop Harry Potter, cieszę się z tego, ale wolałabym serial, albo nową książkę.
Serial pozwoliłby wytłumaczyć lub zmienić niektóre absurdalne wątki
Przyglądając się serii o Harrym Potterze, a potem Fantastycznym Zwierzętom i temu nieszczęsnemu Przeklętemu Dziecku odnajdziemy wiele nieścisłości i dziur fabularnych. Sporo wątków zostało spłyconych, wiele pozbawionych logiki. W kontekście obecnych wydarzeń można również śmiało powiedzieć, że w Hogwarcie brak różnorodności i podchodzenia do pobocznych postaci osobowo. Większość bohaterów drugoplanowych pojawia się w odpowiednim momencie, a potem znika i nie wiadomo co się z nimi stało. Serial jako osobne medium pozwala na odejście od materiału źródłowego, a fakt, że książki zostaną zaadaptowane ponownie pozwoli uniknąć wielu wpadek, jakie obserwować możemy w ośmiu filmach o młodym czarodzieju.
Niestety Warner Bros. nie ma zamiaru, przynajmniej na razie, brać się nie tylko za serial o Harrym, ale również za jakikolwiek inny długi format z tego uniwersum. Dlaczego? Cóż, obecnie na świeczniku pozostają Fantastyczne Zwierzęta, które planowo mają liczyć pięć części. Potem, być może, franczyza będzie się rozrastać. Obawiam się jednak, że to może być za późno. Pierwsze części Harry’ego Pottera dla nowego pokolenia mogą być już zbyt przestarzałe, a przecież magia tego świata polegała w dużej mierze na dorastaniu z bohaterami. Zmienialiśmy się tak jak oni, zmieniała się skala problemów i poruszana tematyka. Fantastyczne Zwierzęta tego nie oferują, a przy tym obie dotychczasowe części pozostawiają tak wiele do życzenia.
Liczę jednak, że za parę lat przyleci sowa z listem, a w nim znajdziemy informację o serialowym Harrym Potterze. A może i o Huncwotach?
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News