To jeden z najbardziej efektownych materiałów, jakie kiedykolwiek udało się nagrać bez korzystania z magii CGI. Fiński operator Samuli Haapla, zajmujący się nagrywaniem poczynań tamtejszego wojska, wleciał dronem w pole rażenia artylerii rakietowej i nie tylko nagrał śmiercionośny pokaz, ale też zachował swój sprzęt.
Czytaj też: USA rozpoczęło oficjalnie prace nad łodziami podwodnymi Columbia
Wielokrotna wyrzutnia rakietowa jest z pewnością fascynującą bronią, która z pola bitwy robi w mgnieniu oka istne pogorzelisko. Udowodnili to ostatnio fińscy artylerzyści, którzy odpalili dwieście czterdzieści 122-milimetrowych rakiet artyleryjskich na obszarze testowym. Pierwsza salwa rozświetliła gęstą noc gęsto uścielonymi wybuchami, podczas gdy druga zrównała z ziemią skraj lasu, wyrzucając w powietrze tysiące odłamków.
Nagranie takiego pokazu jest trudne, co powoduje sama natura ostrzału artyleryjskiego. Te spadają przecież z góry po parabolicznym locie, niszcząc wszystko na szerokim obszarze, co utrudnia sfilmowanie całego pokazu. Wspomniany operator zaryzykował jednak i wzniósł swojego drona DJI Phantom na wysokość 40 metrów nad ziemią i choć na materiale wygląda, jakby filmował wybuchy z bezpiecznej odległości, to podobno rzeczywiście był w obszarze rażenia, a „kilka rakiet przeleciało obok niego”.
Sfilmowane rakiety pochodzą z systemu wielokrotnej wyrzutni rakiet RM-70. Ta została skonstruowana przez Czechosłowację podczas Zimnej Wojny i przyjmuje postać opancerzonej ciężarówki z wyrzutnią czterdziestu 122-milimetrowych rakiet na obrotowej platformie. System ma zasięg 22 kilometrów, a każda z rakiet ma ładunek wybuchowy o wadze 19,18 kilograma.
Czytaj też: Bojowy robot THeMIS przenosi wojnę na zupełnie nowy poziom
Źródło: Popular Mechanics