Ford zdecydował się finansować badania przeprowadzane przez uniwersytet Michigan, które miały na celu zbadanie zalet środowiskowych latających samochodów elektrycznych VTOL (eVTOL) w porównaniu do zwyczajnych i elektrycznych samochodów w różnych odległościach podróży. Z wyników Ford może nie być specjalnie zadowolony.
Na początku warto zaznaczyć, że publikacja w otwartym dzienniku Nature Communications zakłada, że eVTOL będą zasilane energią elektryczną pochodzącą ze zwykłych elektrowni, a nie ze źródeł odnawialnych, a na dodatek będą działały w określony sposób. Mowa o procedurze pionowego startu i lądowania, a następnie znacznie mniej obciążającym baterie locie z wykorzystaniem skrzydeł.
Badacze wzięli pod lupę obecnie oferowane rozwiązania eVTOL od Boeinga, Lilium, AIrbusa i Joby, aby ustalić średnią wagę, stosunek siły nośnej, energię charakterystyczną dla baterii oraz to, ile energii takie latające samochodu zużyją na różnych etapach lotu: starcie, zawisie, wznoszeniu się, regularnemu lotu, obniżaniu pułapu i finalnie lądowaniu.
Ford prawdopodobnie wsparł to badanie z nadzieją na poparcie swojej drogi rozwoju, ale okazało się, że dopiero podróż na dystansie 35 kilometrów z jednym pasażerem na pokładzie emituje mniej zanieczyszczeń w porównaniu do samochodu spalinowego. I to biorąc pod uwagę ruch miejski i brak żadnych problemów z lataniem ponad „tymi na dole”. Im jednak dalej, tym oszczędność emisji spada i np. przy 100 kilometrach i czterech pasażerach przewyższa nawet elektryczny samochód o 6%.
Nawet naukowcy nie oczekiwali takiego wyniku. Jeden z nich, Gregory Keoleian stwierdził, że:
Dla mnie było bardzo zaskakujące to, że VTOL były konkurencyjne pod względem zużycia energii i emisji gazów cieplarnianych w pewnych scenariuszach.
Czytaj też: Pierwsza autonomiczna latająca taksówka Boeing odbyła swój lot