Hakowanie w imię dobra ma sens i przekonały się o tym Siły Powietrzne USA podczas zeszłomiesięcznej konferencji hakerów Defcon w Las Vegas. Tam organizacja wojskowa zawitała z systemem danych myśliwca F-15, w którym odnaleziono poważne luki bezpieczeństwa. Dlatego też za rok hakerzy spróbują przejąć kontrolę nad orbitującym satelitą.
Czytaj też: Autonomiczny dron MQ-25 Boeinga coraz bliżej roli powietrznej stacji
Na takie coś zdecydowały się Siły Powietrzne USA i z oczywistego powodu – bezpieczeństwa. Jak wspomniał asystent sekretarza w zakresie akwizycji, technologii oraz logistyki, Will Roper:
Musimy przezwyciężyć strach przed zatrudnieniem zewnętrznych ekspertów, którzy pomogą nam być bezpiecznymi. Nadal przeprowadzamy procedury bezpieczeństwa cybernetycznego od lat 90. XX wieku. Mamy bardzo zamknięty model. Zakładamy, że jeśli budujemy rzeczy za zamkniętymi drzwiami i nikt ich nie dotyka, będą bezpieczne. To może być do pewnego stopnia prawdziwe w świecie analogowym. Ale w coraz bardziej cyfrowym świecie wszystko ma w sobie oprogramowanie.
Jak zwykło się mówić w deweloperskim półświatku „każde oprogramowanie ma błędy” i nie ważne, czy mowa o programie pralki, czy może systemie lotniczym, z jakiego korzysta satelita. Urzędnicy przekonali się o tym w grudniu zeszłego roku, kiedy to w ramach inicjatywy Hack the Air Force uzyskali dostęp do ponad 120 luk w zabezpieczeniach, za które wypłacono 130000$.
Cała zabawa w przejmowanie działającego satelity ruszy już wkrótce, bo Siły Powietrzne mają rozpocząć przyjmowanie wniosków do programu. Następnie wybierze wśród zgłoszeń grupę, która zostanie zaproszona do wypróbowania swoich pomysłów w czymś pokroju testu sześć miesięcy przed konferencją Defcon. Najlepsi z najlepszych zostaną na nią następnie wysłani i wezmą udział w konkursie hakowania na żywo.
Czytaj też: Ten symulator pozwala modelować odległe planety na przestrzeni lat
Źródło: Wired