Po wielu miesiącach oczekiwania na polski rynek trafił nowy wariant Matebooka X Pro. Laptop Huaweia nie ma łatwego zadania, bo poprzednicy postanowili poprzeczkę naprawdę bardzo wysoko. Byłem jednak dziwnie spokojny o to, że nowy Matebook podoła zadaniu. Czy miałem rację?
Specyfikacja
- aluminiowa obudowa o wymiarach 304 x 217 x 14,7 mm i masie 1,34 kg,
- ekran IPS o przekątnej 13,9 cala, rozdzielczość 3000 x 2000 pikseli, błyszczący, dotykowy,
- procesor Intel Core i7-8565U, 4-rdzeniowy, taktowanie 1,8 – 4,6 GHz,
- 16 GB pamięci RAM DDR3, 2133 MHz, single channel,
- grafika Nvidia GeForce MX250, 2 GB pamięci RAM GDDR5,
- dysk SDD M.2 PCIe 1 TB,
- 2x USB typu C (1 Thunderbolt 3), 1x port USB 3.0, Jack 3,5mm,
- Wi-Fi 5, Bluetooth 5.0, NFC, czytnik linii papilarnych,
- 4-komorowy akumulator o pojemności 57,4 Wh z obsługą szybkiego ładowania.
Konstrukcyjna perfekcja. No prawie…
Choć Matebooków X używam praktycznie od samego początku, gdyby ktoś położył przede mną wszystkie Matebooki X, a do tego dołożył Matebooka 13, nie powiem, który jest który. Może za wyjątkiem pierwszej generacji, która nie miała kamery chowanej w klawiaturze i inne logo.
Czy to wada? Niekoniecznie. Nie ma sensu zmieniać coś, co jest zwyczajnie bardzo dobre. Wzornictwo Matebooków X stoi na bardzo dobrym poziomie. Laptopy są eleganckie i proste, co działa dodatkowo na ich korzyść.
Obudowa to jedno wielkie aluminium. Za wyjątkiem szkła na ekranie, plastiku przycisków klawiatury oraz gumowych nóżek na spodzie obudowy. Delikatnie zbyt twardych, ale mimo wszystko i tak skutecznie zapobiegają ślizganiu się laptopa po biurku. Wszystkie elementy są nie tylko wykonane z bardzo dobrych materiałów, ale również są perfekcyjnie spasowane. Co prawda klapa bardzo minimalnie ugina się pod naciskiem po zamknięciu oraz delikatnie wygina jeśli użyjemy do tego więcej siły, ale na tle większości laptopów na rynku, można tego nie zauważyć.
W zasadzie jedynym minusem nowego Matebooka X Pro jest kąt otwarcia klapy. To jednak coś, co od zawsze przeszkadzało mi w tej serii. To oczywiście kwestia przyzwyczajenia, ale właśnie przyzwyczajony jestem do otwarcia co najmniej do 180 stopni. Nie jest to jednak dyskwalifikująca wada i można się do niej przyzwyczaić.
Wielki touchpad i świetna klawiatura
To nie zdarza się często, ale touchpad w nowym Matebooku X Pro od razu rzuca się w oczy. Jest naprawdę wielki i tak jak nie lubię korzystać z tego typu urządzeń, działa naprawdę świetnie. Powierzchnia jest odpowiednio śliska, na dotyk reaguje w zasadzie jak ekran w smartfonie i bardzo pewnie się wciska. Wzór do naśladowania.
Klawiatura w Matebookach jest unikatowa. Przyciski mają bardzo niski skok i są bardzo płaskie. Najbliżej będzie im chyba do serii Yoga Lenovo, choć są to tylko luźne skojarzenia. Pomimo bardzo niskiego skoku przyciski wciskają się przyjemnie miękko, wydając przy tym cichy, ciepły dźwięk. Nie jest to głuche, wysokie klikanie. Kwestię brytyjskiego układu całkowicie pomińmy, taki urok testowanego egzemplarza. Po przestawieniu języka systemu na polski dało się wpisywać symbole na pamięć.
W zasadzie jedynym minusem klawiatury jest krótki lewy Shift, ale na szczęście zaskakująco szybko się do niego przyzwyczaiłem i już w zasadzie po godzinie pisałem płynnie i bezwzrokowo. To jedna z wygodniejszych klawiatur z jakimi spotkałem się w ostatnim czasie. Na plus trzeba zaliczyć też ładne, białe i dwustopniowe podświetlenie, które automatycznie gaśnie po kilku sekundach nieużywania.
W klawiaturze ponownie została umieszczona kamera. Jeśli z niej nie korzystamy, jest to bardzo korzystne miejsce. Ale jeśli używamy jej często, to musimy być przygotowani na bardzo niekorzystne kadry nagrywane z dołu oraz to, że musimy siedzieć w nieco dalszej odległości od laptopa, jeśli w ogóle chcemy być widoczni.
Ekran aż oczy wypala. W wyłącznie pozytywnym znaczeniu
W kontekście Matebooków X często trafiam na pytanie – jak pracuje się na proporcjach 3:2. Zawsze odpowiadam, że bardzo dobrze, ale trochę nietypowo. Robocza powierzchnia ekranu jest zdecydowanie większa i na pewno jest to duża zaleta. Po przesiadce na standardowe 16:9 zawsze jest zdziwienie – jakie to szerokie! Ale jest to zmiana bolesna, bo szybko okazuje się, że tego ekranu mamy wyraźnie mniej do dyspozycji. Mimo wszystko do pracy zdecydowanie wolę 3:2 Huaweia. Szczególnie, że w parze z bardzo cienkimi ramkami ekran jest duży, ale nie powiększa przy tym wymiarów samego laptopa. To cały czas bardzo kompaktowy sprzęt.
Szczególnie w parze z wysoką rozdzielczością 3000 x 2000 pikseli, ekran nie tylko mieści więcej ze względu na proporcje, ale dodatkowo mieści więcej dzięki większemu zagęszczeniu pikseli. O ile tylko nie mamy problemów ze wzrokiem i zmniejszenie skalowania treści do 125-150% nie będzie nam przeszkadzać, wyświetlacz zmieści naprawdę dużo treści. A są i tacy, którzy przy 100% skalowaniu nie będą mieć problemów z małymi elementami na ekranie.
Ekran nowego Matebooka X Pro dosłownie bije po oczach. To zasługa bardzo dobrej jasności. Huawei deklaruje 450 nitów, ale w pomiarach wyświetlacz jest w stanie przekroczyć nawet 500 nitów. Panel IPS jest tak jasny, że po kilkudziesięciu minutach obrabiania zdjęć w ciemnym otoczeniu miałem wrażenie, że oczy mi zaraz wypadną. A do zdjęć nowy Matebook X Pro nadaje się zdecydowanie ze względu na bardzo dobre odwzorowanie kolorów i wysoki kontrast.
Kolejną zaletą ekranu jest dotykowy panel. To zawsze bardzo wygodny dodatek, bez którego nie wyobrażam sobie dzisiaj dłuższego użytkowania laptopa. Co ciekawe, można go też zamienić w ogromny touchpad. Po podłączeniu zewnętrznego ekranu i ustawieniu wyświetlania tylko na nim, dotykowy panel nadal jest aktywny. Często używałem go wtedy np. do przewijania treści. Może to wygląda jak zwykły bajer, ale jest szalenie wygodne.
Bezgłośna praca i bardzo dobra wydajność
Po nowym Matebooku X Pro spodziewałem się nie tylko wyższej wydajności w codziennej pracy, ale również możliwości zagrania w trochę bardziej wymagające gry dzięki zastosowaniu karty GeForce MX250. Na MX150 miałem okazję przejść sporo tytułów. Łącznie z trylogiami Mass Effect, Modern Warfare i Assasins Creed z przygodami Ezio. Może nie są to najnowsze produkcje, ale na ekranie laptopa potrafią przynosić sporo radości.
Laptopy z GeForcem MX150 pozwalały uruchomić Wiedźmina 3, a nowy Matebook X Pro pozwala nawet w niego pograć. I to całkiem komfortowo, bo przy rozdzielczości 768 x 1336 i średnich ustawieniach detali można spokojnie uzyskiwać nieco ponad 35 klatek na sekundę. W przypadku Rise of Tomb Rider to już 43 klatki na sekundę, również przy średnich detalach. Bez problemu zagramy też w popularne strzelanki sieciowe, takie jak Fortnite, CS: GO czy Overwatch. Mnie zadowalał głównie Heroes III na podpiętym 29-calowym monitorze w rozdzielczości 2K. Bajka!
Przez spory kawałek czasu Matebook X Pro pełnił u mnie rolę komputera stacjonarnego, działając z podłączonym ekranem o rozdzielczości 4K. I spisywał się przy tym bardzo dobrze. Zazwyczaj miałem otwarte trzy okna przeglądarki, w każdym momentami nawet kilkanaście kart i co prawda kilka razy pojawiły się minimalne spowolnienia działania, ale były one chwilowe. Przy tym cały czas laptop pracował na tyle bezgłośnie, że w zasadzie udawał że go nie ma. Dopiero mocniejsze obciążenie go grami lub benchmarkami powodowało start wentylatorów. Kiedy laptop przez kilka dni nie wydaje najmniejszego dźwięku, nagły szum potrafi brzmieć jak start samolotu. Ale To tylko początkowe wrażenie. Nowy Matebook X Pro nie hałasuje zbyt mocno i szum wiatraków nie jest uciążliwy.
Obudowa oczywiście grzeje się również podczas gier i benchmarków. Wzrost temperatury jest widoczny, ale nie na tyle żeby trzymanie laptopa na kolanach stanowiło jakikolwiek dyskomfort. Pisanie na klawiaturze w tym czasie również nie jest problemem. Po części jest to zapewne zasługa nowego układu chłodzenia, który w nowym Matebooku X Pro wydmuchuje ciepłe powietrze z obu boków obudowy.
Wyniki testów w popularnych benchmarkach wyglądają następująco.
Huwei Share OneHop z funkcją współdzielenia ekranu. To jest genialne!
Huawei wpadł na świetny pomysł rozszerzając funkcje znane do tej pory jako Huawei Share OneHop. Za jej pomocą mogliśmy w prosty sposób za pomocą NFC, dotykając smartfonem laptopa, zainicjować wysyłanie plików pomiędzy urządzenia. Błyskawiczne i bardzo wygodne rozwiązanie. Teraz doszła do tego nowa funkcja.
Do tej pory z opcją sterowania smartfonem z poziomu komputera widziałem tylko w biznesowych laptopach Elitebook HP, ale w ograniczonym wymiarze. Można tam było tylko dzwonić i wysyłać wiadomości. W Huaweiu można sterować całym smartfonem z poziomu komputera.
Zasada działania jest prosta. Przykładamy smartfon (kompatybilny – z NFC i EMUI 10) do laptopa, akceptujemy połączenie i na ekranie komputera widzimy ekran smartfonu. Możemy za jego pomocą robić dosłownie wszystko. Sterować aplikacjami, odpowiadać na wiadomości, w tym te z komunikatorów takich jak Messenger, korzystać z programów lub kopiować pliki za pomocą banalnie prostego – przeciągnij i upuść. W trakcie pracy to naprawdę genialna rzecz, bo nie trzeba dodatkowo sięgać po telefon i odrywać się od komputera. Wszystkim można sterować z poziomu jednego ekranu.
Akumulator z wyższej półki
Jeśli mnie pamięć nie myli, podczas zamkniętego pierwszego pokazu nowego Matebooka X Pro prawie rok temu, laptop ma działać 12 godzin podczas przeglądania Internetu oraz do 14 godzin podczas pracy biurowej.
Rzeczywistość jest trochę bardziej brutalna, ale osiągane wyniki są nadal bardzo dobre. Podczas typowej pracy biurowej, z aktywnym Wi-Fi i ekranem podświetlonym na ok 70%, nowy Matebook X Pro działa ok 9 godzin. Co jest bardzo dobrym wynikiem. Oczywiście jeśli chcemy bić rekordy, to przy minimalnym podświetleniu ekranu i wyłączonym Wi-Fi laptop będzie działać prawie całą dobę, ale będzie w tym czasie raczej bezużyteczny.
W zestawie znajduje się kompaktowa ładowarka z odpinanym długi kablem z dwoma końcówkami USB-C, która ładuje nowego Matebooka X Pro do pełna w ciągu zaledwie 1,5 godziny. To świetny wynik, ale też sama ładowarka zasługuje na pochwałę. Jest nieco większa od typowo smartfonowych zasilaczy, ale tle ogromnych ładowarek, również tych USB-C np. Lenovo, jest niemal kruszynką.
Nowy Matebook X Pro potwierdza, że Huawei robi jedne z najlepszych laptopów na rynku
Mówiąc o laptopach Huaweia zawsze mam w pamięci rozmowę, jaką z paroma innym dziennikarzami prowadziłem podczas polskiej premiery Matebooków w ubiegłym roku. Zastanawialiśmy się – jakiego laptopa kupić do pracy. Typowo biurowej, dodatkowo z prostą obróbką zdjęć. Jakbyśmy nie kombinowali, zawsze ostatecznie padało na Huaweia. Niektórzy dzisiaj z powodzeniem używają ich też do obróbki filmów, np. do wstawienia ich na YouTube.
Nowy Matebook X Pro, nazywany też często Matebookiem X 2019 to jeden z najbardziej udanych laptopów jakie używałem. Perfekcyjnie wykonany, z jasnym i bardzo dobrym ekranem o proporcjach 3:2 rodem z Surface’ów, bardzo wygodną klawiaturą, dużym touchpadem oraz bardzo dobrym czasem pracy na pojedynczym ładowaniu. A do tego mamy wysoką wydajność i możliwość całkiem komfortowego grania w gry, wysoką kulturę pracy oraz szybkie ładowanie.
W zasadzie jedynymi poważnymi wadami nowego Matebooka X Pro jest ciągle brak możliwości otwarcia klapy do 180 stopni oraz niefortunnie umieszczona kamera. To miło, że jest chowana, ale obraz nagrywany z poziomu klawiatury pozostawia wiele do życzenia.
Na deser mamy cenę, która jest dosyć spora. Wariant z 8 GB pamięci RAM i dyskiem SSD 512 Gb kosztuje obecnie 6699 zł. Nie wiemy jeszcze jaka będzie cena testowanego modelu w wersji 16GB/1TB. Ale możemy spodziewać się czegoś w okolicach 7399 zł.
Zdjęcia widoczne w tekście wykonane za pomocą aparatu Sony A6500