„Robot inspirowany karaluchem” – nie trzeba być specjalistom od tych robali, żeby od razu skojarzyć to określenie z niebywałą wytrzymałością. Tym właśnie wyróżnia się najnowszy mini-robot od zespołu z kalifornijskiego uniwersytetu w Berkeley, któremu niestraszne spotkania z podeszwą.
Czytaj też: Robot Aquanaut jest podwodnym transformersem
Ten robocik o wielkości większego znaczka pocztowego składa się głównie z cienkiego prostokątnego arkusza z fluorku poliwinylidenu (PVDF), który jest pokryty elastycznym polimerem. Jako że ten pierwszy jest piezoelektryczny, przyłożenie do niego prądu elektrycznego sprawia, że ten rozszerza się lub kurczy. Gdy dwie elektrody przewodowe zostaną zastosowane do doprowadzenia prądu przemiennego do elastycznie powleczonego robota, powstałe rozszerzenie i skurcz zostaną przekształcone w szybką serię ruchów zginania i prostowania. Kątowa „noga” z przodu spodu urządzenia z kolei przekształca te ruchy w ruch do przodu.
Gdzie takie coś może się w ogóle przydać? Nie zaskoczę Was pewnie, jeśli podrzucę przykład z przeszukiwaniem miejsc katastrof, ale na ten moment przyjdzie jeszcze długo nam poczekać. Dopiero teraz naukowcy pracują bowiem nad zastąpieniem przewodów wbudowanym akumulatorem, systemem zdalnego sterowania i czujnikiem gazu. Przydałby się też jakiś prosty interfejs do komunikowania się z nim albo przynajmniej możliwość alarmowania operatora po odnalezieniu czegoś ciekawego.
Czytaj też: Dla robotów musimy zmienić świat
Źródło: New Atlas