Tradycyjnie po premierze flagowego smartfonu z Androidem lub iOS organizowany jest wyścig – kto szybciej otworzy zestaw aplikacji. Do pojedynku stanął najmocniejszy iPhone, czyli 11 Pro Max oraz najmocniejszy Samsung Galaxy S20 Ultra z 16 GB pamięci RAM. Wyścig pokazał ogromną słabość Androida.
Tym razem nie wygrał iPhone
Zazwyczaj zwycięzcami takich pojedynków były iPhone’y. Z prostej przyczyny. Smartfony Apple’a dużo lepiej radzą sobie z pracą wielozadaniową i zostawiają pod tym względem Androida daleko w tyle.
Zobacz też: Wyginałem Samsunga Galaxy Z Flip. Podobało mi się!
Przewaga Samsunga pod kątem sprzętowym jest ogromna. Oferuje 16 GB pamięci RAM przy tylko 4 GB w iPhonie, pamięć UFS 3.0 przy NVMe w iPhonie oraz ma ustawioną niższą rozdzielczość ekranu – 1080 x 1920 (maksymalnie może to być 1440 x 3200 pikseli) przy 1242 x 1688 w iPhonie. Co też ma wpływ na szybkość działania.
Samsung wygrał, ale pokazał przy tym niższość Androida
Zwycięstwo zapewnił Samsungowi potężny zapas pamięci RAM. Dzięki niej aplikacje mogły być przechowywane otwarte w tle i ich ponowne uruchomienie przy drugim okrążeniu było dzięki temu znacznie prostsze.
Pomimo tego, że Samsung miał aż 16 GB pamięci RAM, udało mu się wygrać w zasadzie o włos, na samym końcu wyścigu. To pokazuje jak bardziej dopracowanym systemem jest iOS.
Ale żeby nie było tak różowo. Zawsze chętnie przypominam, że iOS jest systemem dostosowanym do działania na kilkunastu urządzeniach jednego producenta. Android musi być dostosowany do setek tysięcy przeróżnych urządzeń, produkowanych przez grube tysiące firm. Smartfonów, tabletów, lodówek, pralek, zegarków i masy innych sprzętów. O ogromnej rozpiętości konfiguracji sprzętowej. To wszystko powoduje, że Android nigdy nie będzie tak dopracowany jak iOS i żeby go dogonić, zawsze będzie potrzebował dużego zapasu mocy obliczeniowej.